Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Teraz wszyscy pójdziemy do paki

13567

Komentarz

  • >>Gdyby ustawodawcom naprawdę zależało na szczęściu dzieci, to by zakazali aborcji i rozwodów. Czemu tego nie robią?<<

    I tu jest sedno sprawy.
  • W projekcie ustawy jest napisane: naruszające ich godność, nietykalność cielesną, wolność, w tym seksualną. Wynika z tego - co jest poniekąd oczywiste - że dla autora nietykalność cielesna i wolność seksualna to dwie różne rzeczy. Nie wiem, dlaczego u Ciebie jedno miesza się z drugim.

    Pismo Święte wielokrotnie zachęca do karcenia fizycznego dzieci. Najwyraźniej Duch Święty, którego natchnienie kierowało autorami poszczególnych ksiąg, miał na ten temat inne zdanie niż Ty i wcale nie uważał takich metod za porażkę wychowawczą. Zresztą krytyka klapsów w sytuacji, kiedy zezwala się na aborcję i rozwody jest przejawem hipokryzji i nie może być traktowana poważnie.
  • Ciekawy komentarz z grupy pro-rodzina:

    Obecnie projektowana nowelizacja, moim zdaniem:
    a) niebezpiecznie rozszerza definicję przemocy w rodzinie: jednorazowe naruszenie nietykalności cilesnej to jest po prostu klaps - jest według tej definicji przemocą w rodzinie, jako ograniczenie wolności może byc uznany (np. przez sąd, albo pracownika socjalnego, albo policjanta, albo pedagoga szkolnego) zakaz korzystania z komputera albo zakaz ogladania telewizji. Przyznaję, że to dość mało prawdopodobne ale może byc uznane za naruszenie wolności seksualnej wywalenie z domu chłopaka, ktory probuje "dobierac się" do mojej córki. Jeszcze jedno "naruszanie godności" - na początku tego roku sąd, na cale szczęście we Włoszech, a nie u nas, skzała na więzienie ojca, ktory naruszył godność córki nakazując jej napisać 100 razy "jestem złodziejką", bo ukradla wisiorek starszej siostrze. Smarkula napisala to....w szkolnym zeszycie od języka włoskiego, a nauczycielka poleciala z zeszytem do prokuratury. Uwaga, w Polsce może to też się zdarzyć.
    b)w projekcie nowelizacji zawarto zapisy, że zespoły interdyscyplinarne w gminie (np. policjant, pracownik socjalny, pedagog szkolny)mają podejmować działania i monitorować "rodziny w których isnieje zagrożenie przemocą". Nie ma ani w tej ustawi, ani, chyba też w innych, definicji "raodziny zagrożonej przemocą". Możan sobie wyobraźić, że członkowie takiego zespołu interdyscyplinarnego beda tworzyli roboczą definicje na podstawie swoich wlasnych przekonań (czy przesądów). Wiemy przecież, ze rodziny wielodzietne to "rodziny patologiczne", więc kogo wezmą "pod obserwację"? Ponadto jezeli jakaś instytucja publiczna podejmuje postępowanie wobec obywatela to jest to regulowane prawem (Kodeks Postępowania Administracyjnego,Kodeks Postępowania Karnego itp. Obywatel, przynajmniej teoretycznie ma prawo występowac w swojej sprawie, wiedziec z jakiego powodu toczy się postępowanie, odwoływac sie od decyzji instytiucji publicznych. Przepisy o podejmowaniu działań wobec rodzin zagrożonych przmocą nie odwołują się do KPA ch KPK - może okazać się, że takie rodziny są "wyjęte spod prawa" - nie moga nawet sprzeciwić sie temu, że wobec nich toczy się jakies postępowanie (bo nie jest to przecież postępowanie w rozumieniu KPA czy KPK).

    Reasumując, nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie znacznie rozszerza możłiwosci interwencji instytucji publicznych w życie rodziny, a rodzinie nie daje instrumentów obrony.
  • >> naruszające ich godność, nietykalność cielesną, wolność, w tym seksualną, <<

    trzynastoletnia córka przychodzi z chłopakiem cztery lata starszym do rodziców oświadcza że go kocha i będą współżyli w bardzo szerokim rozumieniu słowa współżyli.
    Zakazać i iść siedzieć czy pozostać na wolności.
  • 13-latka narazie (a nie wiadomo jak długo) nie ma prawa podejmować współżycia, nawet za własną zgodą. Chociaż w jakichś wiadomościach słyszałam, zę w Holandii jakaś partia pederastów chce wprowadzenia przepisu, zeby w świetle prawa można było współżyć już z 12-letnimi dziećmi. To już piekło na ziemi
  • wiem że jest prawny zakaz obcowania z małoletnią ale w takim wypadku prawo będzie sprzeczne ze sobą ponieważ jedno ogranicza drugie.
    Prawo małoletniego do wolności w tym seksualnej jest ograniczone zakazem współżycia z nim.
  • wolność seksualna polega na możności odmowy wsółzycia, wolności od sprośnych i szowinistycznych żartów, od poklepywania itp - nie ma nic wspólnego z możnością podjęcia wspólzycia przez 13 latkę. Tu się akurat zgadzam, że jest to lekki bełkot i nieszczególnie pojęcie to zgodne jest z potocznym rozumieniem.

    Tomku, sedzia nic nie będzie przyklepywał. W przepisie tym chodzi, aby w sytuacjach ekstremalnych pracownik opieki społecznej mógł zabrać dziecko z domu jezeli bezpośrednio zagrożone jest jego życie lub zdrowie. Natomiast w przeciągu kilkudziesięciu godzin (pewnie 24) sąd będzie musiał wydać decyzję, czy dziecko ma być umieszczone w placówce opiekuńczo wychowawczej. Obecnie w takich sytuacjach dziecko tez jest też zabierane z domu, bo zazwyczaj rodzice są zatrzymywani.

    Ta ustawa nie statuuje rzadnych nowych przestępstw, jak mówiłam ma chronić ofiary takich przestępstw jak cięzkie uszkodzenie ciała, średnie uszkodzenie i lekkie, oraz znęcanie się, narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, czy naruszenie nietykalności fizycznej. Wywalenie kata z domu będzie możliwe jedynie jako srodek zapobiegawczy (inne stare śr. zap. to np dozór policyjny, kaucja, odebranie paszportu, czy też tymczasowe aresztowaniew czasie toczącego się postępowania karnego przeciwko konkretnej osobie o popełnienie ktoregoś z wyżej wymienionych czynów, lub jako środek karny wobec osoby skazanej za takie przestępstwo.

    jedyne co ta ustawa wprowadza nowego w zakresie pr materialnego, a nie procedury to wydaje się, ze zakaz tych nieszczęsnych klapsów. Obecnie istnieje przestępstwo polegające na naruszeniu nietykalności fizycznej. Przyjmowało sie jednak do tej powy, że jeżeli rodzic/opiekun dopuści się takiego czynu wobec własnego dziecka, to bezprawość czynu jest wyłaczona, bo mieści się to w przyjętych metodach wychowawczych - jest to tzw kontratyp pozaustawowy. Był on wypracowany przez doktrynę i orzecznictwo. Teraz wydaje się, że ustawodawca mówi, że no niestety ale nie będzie się można na niego powoływać. I to tyle.
  • W normalnej rodzinie mają miejsce sprośne żarty, poklepywania, przytulania, głaskania i nie są one szowinistyczne [to do Anki], ale świadczą o zdrowiu psychicznym i panujących dobrych relacjach. Tu też pracownik socjalny często singiel, rozwiedziony, żyjacy w konkubinacie i sam mający różne skrzywienia lub nie mający po prostu pojęcia jak żyje się w rodzinie może wkroczyć do akcji.

    Jeszcze raz podkreślę, że tego typu ustawa wniesie więcej szkody niż pożytku. Będzie psuła relacje rodzice - dzieci, wniesie podejrzliwość w relacje międzyludzkie, międzysąsiedzkie, relacje rodzina -szkoła [cytowane przykłady sińców po jeżdzie na rowerze].

    Znam przykład polskiej rodziny wielodzietnej z Chicago, która była bardzo szczegółowo badana po tym jak ich dziecko skacząc po łóżku spadło i rozcięło sobie głowę. Byli od razu posądzeni o przemoc domową - było to pierwsze i ważniejsze dla służb niż pomoc medyczna dziecku.
  • [cite] Anka:[/cite]wolność seksualna polega na możności odmowy wsółzycia, wolności od sprośnych i szowinistycznych żartów, od poklepywania itp - nie ma nic wspólnego z możnością podjęcia wspólzycia przez 13 latkę.

    Według Ciebie jako rodzica. Ale według takiej 13 latki moze to byc ograniczanie jej wolności, a urzędas stanie po jej stronie, bo to jej wolność, według niej, narusza rodzic.

    P
  • Iluminaci stawiali sobie za główny cel ustanowienie światowego systemu kontroli pod swoim przewodnictwem drogą powszechnej rewolucji. Plan ten sprowadzał się w praktyce do pięciu głównych punktów:

    - zniszczenie monarchii i wszelkich uporządkowanych form rządów

    - zniesienie własności prywatnej

    - zniesienie patriotyzmu i ducha narodowego

    - zniszczenie życia rodzinnego i instytucji małżeństwa oraz ustanowienie grupowego wychowania dzieci

    - zniszczenie wszelkiej religii (głównie chrześcijaństwa)

    Patrz: W.T.Still - "Nowy Porządek Świata" - Poznań 1995, str.83

    P
  • Nie, Olu i Pawle - nie dla mnie jako rodzica, ale jako osoby która coś tam czytała o prawach obywatelskich i zna trochę nazewnictwo unijne... Napisałam przecież, że z punktu widzenia języka polskiego macie rację i rzeczywiście to sformułowanie można rozumieć tak jak wy.

    Bogdanie, nie wiem czy przytulanki stanowią zagrożenie dla życia lub zdrowia, a tylko wtedy może wejść pracownik socjalny (swoją drogą sprośne żarty przy dzieciach??? no i o co chodzi z poklepywankami???). Jak już pisałam ustawa w zasadzie wnosi jedną tylko zmianę, tzn będzie można wyrzucić kata z domu. Wszystko inne - jak odebranie dziecka w sytuacji zagrożenia życia było też możliwe przy użyciu dotychczasowego prawa.

    Na pewno będa nadużycia, z całą pewnościa znajda się kobiety które,n chcąc wyrwać mieszkanie będą składały zawiadomienia o znęcaniu się, tylko żeby prokuratura zastosowała środek zapobiegawczy. Ale teraz też jakieś patologiczne (mentalnie) matki próbują dziecku wmówić molestowanie przez ojca, żeby tylko się na nim zemścić. Ale czy fakt, że jakiś ułamek procenta pokręconych ludzi to robi, należy np nie ścigać za molestowanie i pozostawić to swojemu biegowi. Tak naprawdę tak rozumując można by było w ogóle zlikwidować kodeks karny i państwowy aparat przymusu i pozostawić wszystko w rękach obywateli.

    @Bogdan,

    A jakie to ma zanczenie czy jestem wielodzietna i czy w ogóle mam dzieci?
  • Co to jest norma? Ja akurat jestem zbyt poważny, bardzo rzadko sprośny i cały czas uczę się jak rozładowywać trudne sytuacje w rodzinie. Wszystko zależy od sytuacji, wieku dzieci i doświadczenia. Myślę, że bezdzietni wielodzietnych nie zrozumieją bo brak im właśnie takiego doświadczenia. Teoria jest w książkach, a praktyka w życiu. Zachęcam do praktykowania a na pewno znajdziemy wspólny język. Przepraszam, jeżeli czymś uraziłem.
  • A ja się zapytam wprost: ilu z Was, Waszych bliskich lub znajomych miało kontakz z pracownikami socjalnymi, kuratorami itp?ile opowieści z najbliższego otoczenia usłyszeliście?
    Pytam, bo roztaczacie jakieś przerażające wizje tego, co rzekomo ma nastąpić

    Jako osoba-zdaniem niektórych-stale obcująca z patologią zaręczam Wam, ze to nie jest takie proste, aby wkroczyć do domu, zabrać komuś dziecko, wyrzucić z mieszkania itp., a już na pewno za niekupienie lizaka, ksiażek, niepuszczenie dziecka na wycieczkę szkolną, do kina, teatru, niekupienia bluzki odsłaniającej pępek itp.

    wystarczy uważnie posłuchać, poczytać(np. o ostatnich, nagłaśnianych wydarzeniach z przemocą w tle) aby dostrzec, jak w gruncie rzeczy i w praktyce wyglądają teraz uprawnienia i możliwości tychże służb, jak bardzo niedoskonały jest system
    pracownik socjalny praktycznie nie ma możliwości sprawdzania, w jakich warunkach żyją jego podopieczni, a już na pewno-nie ma możliwości(choćby i technicznie) wkraczać do domów, tak często i w takich celach, jakimi straszycie sie nawzajem
    najczęściej prowadzi raz wywiad, aby ocenic, czy przyznać rodzinie zasiłek, pomoc materialną
    wywiady środowiskowe-to mit, w praktyce nie istnieją
    zaręczam Wam, że większość spraw pracownicy socjalni załatwiają telefonicznie i przy biurku, przeglądają papiery
    a jak wydarzy sie coś w "jego" rodzinie-to dopiero są telefony z prośbą o przekazanie choćby kilku informacji, bo o to prosi np. policja czy sąd

    i jestem dziwnie spokojna, ze to sie za bardzo nie zmieni
    skoro Wy tak bardzo obawiacie się tych ingerencji(których w praktyce jest minimalna ilość), to ja mogę sie tylko cieszyć: bo to oznacza, ze "zwiększone przywileje" tych służb[którymi tak straszycie] w praktyce będą "normalne", tzn. pozwolą faktycznie pomóc osobom cierpiącym w rodzinie z powodu przemocy, zaniedbania itp
  • Nowe przepisy mają zwiększyć represyjność aparatu państwowego wobec rodziców, których uznano za sprawców uznaniowo definiowanej przemocy domowej. Ciebie to cieszy, bo rzekomo będzie można dzięki temu "faktycznie pomóc osobom cierpiącym w rodzinie z powodu przemocy, zaniedbania". A ja myślę, że pomóc można zawsze i nie trzeba do tego asysty policji i prokuratora. Ale do tego trzeba mieć pozytywne podejście do rodziny i widzieć jej wartość. Bo przez to, że rodziców się zamknie w więzieniu, a dzieci się wyśle do domu dziecka nikomu się nie polepszy.

    Jeszcze słowo do Anki - z dużym zaangażowaniem udowadniasz, że planowane zmiany prawa to tylko kosmetyka i w zasadzie wszystko zostanie po staremu. A jednak zakres zmian w różnych przepisach, które ta nowelizacja ma spowodować, a także ranga, którą nadaje się kwestii przemocy domowej (np. wymóg składania corocznego sprawozdania przez rząd przed parlamentem z "walki z przemocą") świadczą o czymś przeciwnym. Propozycja ustawy, poprzez ogólność sformułowań, otwiera furtkę do niemal nieograniczonego szykanowania rodzin.
  • Paweł wspomniałeś o iluminatach wklejam artykuł polecam


    Kardynała Hlonda przestrogi dla Polski


    Ksiądz kardynał August Hlond był nieustannie wpatrzony w ewangeliczną ideę Chrystusowego królestwa. W świetle tej tajemnicy widział i oceniał świat oraz jego dzieje. W tym świetle ukazywał Polsce właściwy kierunek życia i ostrzegał przed zagrożeniami. Z tej teologii Chrystusowego królowania ks. kard. Hlond nie zrezygnował do końca życia. Wiedział, że kiedy usuwa się prawo Boże z życia publicznego, w powstałą w ten sposób pustkę wciskają się natychmiast różne ciemne siły wrogie Bogu i człowiekowi.

    Tragiczne wydarzenia 1939 r. w niczym nie zmieniły jego sposobu patrzenia na świat. W wigilijnym przemówieniu transmitowanym przez Radio Watykańskie (24 grudnia 1939 r.) ks. kard. August Hlond ogłasza, że z punktu widzenia wiary "nic się nie zmieniło": "Wśród orgii nienawiści, wśród tylu nieprzepłakanych ludzkich bólów, leży przed nami w żłóbku, jak dawniej, boski Zbawiciel. Tu nic się nie zmieniło. Chrystus pozostał centralną prawdą wigilijną, jak przed wiekami. Słowo, co się Ciałem stało, mieszka nadal między nami. I z nami jest Jego prawda, ta wieczna prawda, która za dni naszych doznaje wstrząsającego uzasadnienia przez ponury rozwój współczesnych wydarzeń. Dla ludzi dobrej woli, którym zapowiedź niebieska pokój zwiastuje, dla tych, którzy nie chcą świata burzyć, lecz szczęście ludzkości budować, jasna jest nauka dzisiejszej chwili, jasna jest zasadnicza prognoza jutra, jasna jest nieuchronna alternatywa dziejowa: 'albo chrześcijaństwo, albo barbarzyństwo'. Za Chrystusem opowiedzieliśmy się przed dziesięciu wiekami i przez dziesięć wieków walczyliśmy z barbarzyństwem. Z kulturą chrześcijańską sprzęgliśmy ducha naszych dziejów. Dzisiaj, kiedy kraj w okowach barbarii, Polska, w to nowe przedsięwzięcie swej wolności, znaczy swą nieodwołalną decyzją wiekową nowym zwrotem do Boga" [1].
    Wezwanie do nadziei i do wiary w zwycięstwo zawiera się także w wigilijnej odezwie roku 1940. Prymas Hlond pisze: "Jaśniej od świateł na wygnańczej choince niech płoną w duszach ognie wiary (...) Złóżmy narodowy hołd Królowi wieków, który, leżąc na barłogu, pokonywa zło i łamie jego zbrojną moc; z Nim sprzymierzeni w walce o Jego ducha i Jego Królestwo, i my zwyciężymy" [2].
    Orędzie wiary i nadziei wiąże się w odezwach kardynała ściśle z wezwaniem do odnowy ducha, do nawrócenia, do głębokiej moralnej przemiany. Nowa Polska ma być lepsza od tej, która została zaatakowana przez barbarzyństwo. Historia Narodu nie może się toczyć w moralnej i religijnej pustce. Pisze o tym kardynał w czasie swego pobytu w Lourdes, w maju 1942 roku. [3] Główna myśl, którą rozwija, to ta, że naród nie może żyć bez religii, naród nie może być sobą bez zakorzenienia w religii prawdziwej, tej Chrystusowej. Pisze: "Jedno z naczelnych praw historii stwierdza, że pustkę religijną w życiu narodów wypełniają niechybnie siły rozkładowe. Czyż na klasycznych europejskich domenach walki z chrześcijaństwem nie żniwują bolszewizm i hitleryzm? Spychano religię wprost na margines życia, wszystko urządzano bez niej lub wbrew niej, aż za dni naszych rozpadła się apoteoza areligijnego świata, grzebiąc w nieopisanej katastrofie państwa narody i samego człowieka. Co nie dopisało? Nie dopisał człowiek, którego od dwu wieków hodowano plecami do Boga. Zarówno wyemancypowany od Stwórcy niemiecki nadczłowiek, jak i Europejczyk zachodni, chemicznie z chrześcijaństwa wyprany, objawili się w końcu swej postępowej ewolucji, jako karykatury człowieczeństwa, jako pretensjonalne, a w rzeczywistości zgniłe wiechcie moralne, albo jako dzikie potwory, czyhające na grabież świata, jako socjalne dzikusy, gotowe rozsadzić społeczeństwo i międzynarodowe stosunki. Prawo historii o nieuniknionej pomście dziejowej za poniewieranie wartości religijnych doznaje przeraźliwego potwierdzenia ad hominem we współczesnym barbarzyństwie" [4].

    Powrócić do źródeł
    Kardynał zauważa, że pod wpływem wydarzeń wojennych u niektórych myślicieli zauważa się oznaki chęci powrotu do religii. Skoro świat budowany bez Boga rozsypuje się i staje się stosem gruzów, należy przemyśleć drogi powrotu do zagubionych źródeł ładu, który byłby godny człowieka. "W literaturze komentującej współczesny przełom dziejowy coraz częściej spotykamy wnioski, że na wstępie nowych czasów należy poddać rewizji stanowisko, które wobec religii zajmowały jednostki i społeczeństwa, rządy i parlamenty, wiedza i kultura, filozofie państwowe i społeczne doktryny. Coraz śmielej wypowiada się stara zasada, że trzeba odbudować człowieka przez należyte zorientowanie go do Boga i przywrócić mu zmysł etyczny, uczący go odczytywać po dawnemu normy moralne w swym religijnym sumieniu" [5].
    Kardynał w swoim optymizmie wierzy, że Europa powróci do chrześcijaństwa, a Polska będzie przeżywać, choć nie bez trudności, odrodzenie katolickiego ducha. Wizja, którą snuje kardynał na ten temat, jest jakby proroczą zapowiedzią programu, który później będą realizowali Prymas Tysiąclecia ks. kard. Stefan Wyszyński oraz wielki syn Narodu Polskiego, Papież Jan Paweł II. Ksiądz kardynał Hlond pisze: "Nasze odrodzenie religijne to nowy chrzest wspólnej duszy polskiej w imię Przenajświętszej Trójcy i katolicki start narodu do drugiego tysiąclecia dziejów. To nowe wybierzmowanie państwowości polskiej Duchem Świętym i nowe jej namaszczenie krzyżmem wielkości. To nowe narodowe śluby wierności Ewangelii i wytrwania w Chrystusowej służbie. Nowe wcielenie się Boskiego ducha w naturze polskiej i nowe wyzwalanie się plemiennych sił z wad narodowych przez mistykę sakramentalną. To wzmożone życie ducha, skorygowany ład moralny, konsekracja polskiego patriotyzmu, oczyszczona atmosfera dobra, wyższe natchnienie kultury. Nowy styl pracy i twórczości, nowy ton współżycia, nowa pogoń i nowe pospolite ruszenie w dal przyszłości po szczęście pokoleń. A wszystko i zawsze, za ojców przykładem, z Matką Najświętszą i w Jej służbie, z Chrystusem i Jego krzyżem, z Ewangelią i jej świętym prawem, z jednym, świętym, katolickim, apostolskim Kościołem i jego błogosławieństwem" [6].
    Wojna, przemoc i związane z tym cierpienie nie są ostatnim słowem historii; są sposobnością do zrewidowania przez naród jego drogi ku przyszłości. Doświadczenia historyczne pokazują, że człowiek i naród pozbawiony oparcia na Bogu nie wytrzymuje próby czasów. Co więcej, tego rodzaju doświadczenia, jakie stały się udziałem naszego Narodu, są znakiem, że Bóg powierza Narodowi wielkie posłannictwo. W farze poznańskiej (22 lipca 1945 r.) kardynał woła: "Niewątpliwie powołani jesteśmy przez Opatrzność do wielkości. Jeżeli pójdziemy po linii planów Bożych i do niej dostosujemy swe życie, wkroczymy w świetny okres dziejów polskich; jeżeli porzucimy drogę Opatrzności i odstąpimy od Boga, pójdziemy ku nowym katastrofom (...) Zachowawczy instynkt narodu każe nam w tej chwili przełomowej wybierać Chrystusa, Jego prawo i Ewangelię" [7].

    Nieszczere nawrócenie świata; religia globalizmu
    Kardynał wspominał w jednym ze swoich tekstów o zaznaczającej się wśród myślicieli europejskich tendencji do powrotu do chrześcijaństwa. Istotnie pod koniec wojny i po wojnie nie brak było trzeźwych głosów nawołujących do powrotu do prawa naturalnego (proces norymberski, Powszechna Deklaracja Praw Człowieka), także wzywających do odbudowania Europy przez powrót do "chrześcijańskich korzeni" (tzw. ojcowie zjednoczonej Europy). Jednak w tych szlachetnych dążeniach pojawiło się niepokojące zjawisko, które można scharakteryzować jako chęć kompromisu z tymi, którzy nie potrafią opowiedzieć się jednoznacznie za prawdą Chrystusową. Szukano więc formuł, na które mogą się zgodzić "wszyscy". W ten sposób na miejsce prawdy, jako fundamentu europejskiego ładu, weszła zasada konwencji, większości demokratycznej, zasada kompromisu. Ktoś wytrwale pracował nad tym, aby nic nie było autentycznie chrześcijańskie, lecz by było jedynie "humanistyczne". Był to niestety powrót, zawoalowany i oświecony ideologią "europejską", ale powrót do tych metod myślenia, które właśnie usunęły Boga z pośrodku ludzkiego świata i sprowadziły na ziemię piekło. Ta metoda omijania prawdy, aby za tę cenę budować "pokój i porozumienie między narodami", panuje w dzisiejszej polityce światowej i zakaża całą ideologię globalizmu. Nie wchodząc w szczegóły, wspomnę tylko o dwóch charakterystycznych wydarzeniach. Oto wyszło na jaw, że 9 czerwca tego roku miało miejsce tajne posiedzenie - pod egidą ONZ - tak zwanego "trustu mózgów", to jest tych, którzy uważają się za panów świata, aby wypracować plan podstępnego narzucenia wszystkim krajom "nowej etyki", opierającej się na zdegenerowanej ideologii "gender". W gronie owej "elity" znaleźli się między innymi George Soros, (Open Society Institute), dalej takie organizacje, jak: Equality Now, Center of Reproductive Rights, Women's Environment and Development Organization i Amnesty International. Zanotowano między innymi wypowiedź: "Trzeba stale o tym mówić, aż ludzie zaczną wierzyć. My zmieniamy normy. Początkowo będą się śmiać, a potem już będą to samo powtarzać" [8]. Drugi kwiatek z globalistycznej łąki. Oto na Yale University zaplanowano specjalne seminarium pod hasłem "Wiara i globalizacja". Celem seminarium było znalezienie metody, jak usunąć wszelkie tarcia między religiami świata i zaproponować taki system wierzeń, na który zgodziłby się każdy mieszkaniec ziemi. Uczestnicy seminarium mieli przemyśleć wspólną podstawę skrypturystyczną dla takiej globalnej wiary. Publicysta Lee Duigon ironizuje na ten temat, porównując ową projektowaną globalną pożywkę duchową (pigułkę wiary), do globalnego fast foodu ("jeżeli szybki posiłek można zglobalizować, czemu nie wiarę"). Warto przeczytać artykuł w oryginale [9].

    Ostrzeżenie przed masonerią
    Kardynał Hlond nie tylko odrzucał taką taktykę kompromisu, ale nadto zwracał uwagę na działalność pewnych organizacji, które specjalizują się w fałszowaniu pojęć i tworzeniu zamętu ideowego w dziedzinie religijnej i moralnej. Na ten temat wywiózł cenne obserwacje i doświadczenia z terenu Italii, o czym pisał w "Wiadomościach Salezjańskich" (rok 1907) [10]. Dlatego też od początku swej działalności pasterskiej nie zapominał o tym, by przestrzegać Polaków nie tylko przed bolszewizmem, lecz także przed zgubnymi wpływami masonerii. Na przykład w przemówieniu na zakończenie Dnia Katolickiego (Poznań, 31 październik 1929 r.) powtórzył i skomentował ostrzeżenia przed masonerią, skierowane do Polaków przez Papieża Piusa XI (z okazji pielgrzymki do Rzymu). Po tej pielgrzymce część prasy usiłowała słowa Papieża zlekceważyć lub umniejszyć ich znaczenie. Kardynał stwierdził: "Niebezpieczeństwo masońskie istnieje dziś tak, jak istniało przed wojną". Scharakteryzował potem cele masonerii, ich metodę pełną cynizmu, podstępu, hipokryzji, a przede wszystkim nienawiści do Kościoła katolickiego. Masoneria przede wszystkim niszczy podstawy moralności, aby tą drogą obalić wiarę. Sam Leon XIII nazwał masonerię "jednym występkiem i zbrodnią" [11]. Otwarcie i mocno wystąpił ks. kard. Hlond przeciw masonerii na III Zjeździe Katolickim w Katowicach (8 września 1924 r.). Stwierdził, że masoneria to nie mit; "to coś konkretnego, coś fizycznego, żywego. Ona i dziś istnieje i działa w świecie, istnieje i działa w Polsce (...). Zatruwa celowo dusze narodów ateizmem i nienawiścią do Boga i religii. W tym celu wciska się w rządy, w wojsko, w parlamenty (...) Wiemy dobrze, że masoni piastują wysokie urzędy w naszej Rzeczypospolitej i że zdobywają sobie wpływy na kierunek wewnętrznej i zewnętrznej polityki polskiej. A co gorsza, masoneria przypuszcza szturm na szkołę polską, którą chce opanować w tym celu, aby ducha polskiego już w młodym wieku zdeprawować i znikczemniałego podbić pod panowanie tej loży" [12].

    Osobliwy "zakon wyzwolenia"
    Kardynał odwołuje się do oryginalnych dokumentów, jakie wyszły na jaw w pewnym gimnazjum na Kresach Wschodnich. Otóż próbowano tam zaszczepić tzw. Zakon Wyzwolenia mający charakter bezwzględnie zbrodniczej organizacji. "Otóż w dokumentach 'Zakonu Wyzwolenia' - twierdzi kardynał Hlond - czytamy następujące ustępy: (...) 'Zakon jest rządzony przez Mistrza tak, jak Kościół przez Papieża. Pomocnikami Mistrza są loże Czarna, Czerwona, Błękitna i pomniejsze zarządy. Obowiązkiem każdego członka jest dbanie o wolność ducha tak członków, jak i innych, przestrzegać przed wpływem klerykalizmu... Rycerz jest wolny od przesądów klerykalizmu, a za siostrę i brata uważa tylko wolnych od przesądów klerykalizmu i nie mających na sobie obrzydliwego jarzma jakiejś religii. Resztą się brzydzi. Słucha tylko przełożonych organizacji; innej zwierzchności nie uznaje. (...) Odrzucajmy wiarę w istnienie Boga i nieśmiertelność duszy, bo to absurd. Jednak zachowajmy i starajmy się trzymać swych obrzędów, przenośnych haseł, symbolów, a może prędko nadejdzie czas, kiedy w murach świątyń, gdzie obecnie panuje zabobon religijny i księża, zamiast klerykalnego śpiewu będzie brzmiał toast na cześć Zakonu Wyzwolenia, Mistrza i Rycerzy. (...) Rycerz jest ślepym, nieczułym narzędziem w rękach swych starszych, spełnia wszystko, co mu każą, nawet jeśli mu się to wydaje zbrodnią. Nie drży na widok krwi, a sam z przyjemnością sprząta ze świata każdego wroga. Kościół, przede wszystkim katolicki i księży, uważa za swych najgorszych wrogów. Etyką naszą jest wypłynięcie na wierzch, aby zrzucić jarzmo papizmu. Z roty przysięgi: 'Dotąd byłem katolikiem, więc wyrzekam się wiary w Boga, w duszę, w cnotę, szlachetność. Nie będę słuchał księży. Nie będę chodził do spowiedzi, sakramentów. Będę w imię wolności powtarzał zawsze 'precz ze sługami Boga'. A teraz fragment instrukcji dla starszych działaczy 'zakonu': 'Idź co dzień do Kościoła, klękając, niech myślą, żeś dobry i wierzący (...). Urządzaj co święto uczty i zabawy, pamiętając, aby żadna niewiasta nie wyszła z nich z tak zwanym przez księży wiankiem, bo wówczas jest naszą, bo ma na sobie piętno hańby. Wpajaj w nie bezwstyd, jak możesz powolniej, aby tym bardziej i mocniej był ugruntowany. A jeżeli poznasz, że która jest religijna, wierzy w Boga, to po hańbie wpajaj jej wstyd, aby on zakneblował usta przy spowiedzi. Młode członkinie niech będą nauczycielkami, a chłopcy księżmi, bo dotąd panuje w naszym kraju kult spódnicy księdza" [13].
    Nie chce się wierzyć, że można proponować tak przestępcze metody, ale to jest rzeczywistość. A oto jak instrukcja każe werbować i szkolić członków masonerii: "Ucz go [ucznia] rozpusty, pić wódkę, kraść, a młodzieniec, lepiej dziewczyna, będzie należeć do ciebie, przykuta za wcześnie rozbudzoną namiętnością. Dbaj o to, by brat młodszy szydził z Boga, z kościoła, z księży, albo też bronił ich zawzięcie nie z przekonania, ale w razie potrzeby z polityki. Dbaj o to, aby umiał dogadzać wszystkim zmysłom ciała, pić, kraść, uwodzić dziewczęta lub chłopców, a przede wszystkim wmawiaj weń, aby popełnił jaką zbrodnię, zabił lub co innego. Niech ręka 'łącznika' nie zadrży przy zbrodni. Daj mu choć jednego zasztyletować, pomęczyć, a już na drugi raz będzie maszyną bez czucia. Rozkaz zabicia wydaj tylko takiemu, który jeszcze jest słaby, mówiąc: albo zabij, albo ciebie zabiją. Ucz każdego władać bronią, rewolwerem, trucizną. Werbuj na komandora przeważnie księdza, lecz daj mu poznać kobietę, a wówczas bądź pewny, że cię nie zdradzi ani narazi na wstyd" [14]. Oszczędzę Czytelnikowi dalszych kwiatków tej szatańskiej instrukcji. I pomyśleć, że w polskiej szkole usiłowano werbować członków takiego "zakonu wyzwolenia". Kardynał wspomina tu gimnazjum w Święcianach na ziemi wileńskiej. W szkole tej już 60 uczniów było pod wpływem tej bandyckiej organizacji. Wychowawców zaalarmowało nienaturalne zachowanie młodzieży: "niebywałe zdziczenie, zupełne wyzwolenie się spod władzy rodzicielskiej, masowe ucieczki z domu, zalew przez pornografię, upadek moralności, zamachy na życie, zamordowanie profesora, niewytłumaczone zabójstwa itd. Tak pracowała piekielna mafia, która idąc z bolszewii, zalewa Polskę, grożąc nam zagładą" [15].
    Wydaje się, że dzisiaj ta bolszewia rozlała się na całą Polskę i Europę, depcząc i niszcząc wszystko, co z trudem i ofiarą męczeństwa przez dwa tysiące lat wypracowało chrześcijaństwo dla przywrócenia kulturze jej ludzkiego oblicza. Dziś masoneria czuje się dobrze, już się nie konspiruje, mając rzesze wspólników w polityce, w parlamencie, na państwowych urzędach, w mediach, w sektorze oświaty, w kulturze masowej, w medycynie, w edukacji publicznej, a nawet próbując opanować świątynie, by tam wznosić toasty na cześć zasłużonych masonów... Być może jest to poważniejsza próba dla Polski niż te, na które przygotowywał nasz Naród ks. kard. Hlond w latach 30. XX stulecia.
    Ks. prof. Jerzy Bajda





    1 August Kardynał Hlond, Dzieła. Nauczanie, t. I, Toruń 2003, s. 702.
    2 Tamże, s. 711.
    3 Problem religijny jutrzejszego świata, [w:] Dzieła (wyd. cyt.) s. 717-722.
    4 Tamże, s. 717.
    5 Tamże, s. 718.
    6 Tamże, s. 722.
    7 Tamże, s. 782.
    8 Samantha Singson, Secret Meeting to plot Abortion Strategy/UN Personel Present, www.MichNews.com, 15 sierpnia 2008.
    9 Lee Duigon, From Fast Food to Fast Faith, www.MichNews.com, 15 sierpnia 2008.
    10 Kard. Hlond Dzieła (wyd. cyt.), s. 36-44.
    11 Tamże, s. 250-251.
    12 Tamże, s. 122-123.
    13 Tamże, s. 123-124.
    14 Tamże, s. 124.
    15 Tamże, s. 125.
  • Maćku-podobnie jak Ty uważam, ze samo zamykanie rodziców w więzieniu jest najgorszym z możliwych rozwiązań
    natomiast przykro mi,ale z tą możliwoscią pomocy jest już inaczej
    powiem więcej-teraz jest to praktycznie niemożliwe,jeśli faktycznie nie pomoże w tym policja czy sąd
    chyba, ze mówisz np. o przyjacielskiej rozmowie z ojcem, matką dopuszczającymi się przemocy czy rażąco zaniedbującymi swoje obowiązki rodzicielskie
    chodzi o to, że najczęściej ktoś taki nie dostrzega, ze robi źle, lub uważa, że mu wolno, ma do tego prawo, lub nie zna innego modelu rodzicielstwa
    zeby ofierze przemocy pomóc, trzeba ja po pierwsze odizolować od agresora
    lub wpłynać na agresora, zeby zaprzestał swej "działalności"
    a kto moze na niego wpłynąć, jeśli nie mogła dokonać tego np. żona, matka, siostra, sąsiadka?
    wskaż mi proszę-w jaki sposób mozna pomóc w takiej sytuacji ofierze przemocy bez stosowania środków czy bez pomocy instytucji, o których tu mowa?

    Ty zakładasz, jak sądzę pokojowe, polubowne załatwienie sprawy
    w porządku, tylko to sprawdza sie wówczas, jeśli agresor wyraża taką wolę
    powiem więcej-znam takie przypadki, kiedy obyło się bez instytucji, wystaczyli sąsiedzi i dalsza rodzina, wystarczyło "postraszenie"
    ale znam tez niestety wiele innych sytuacji, kiedy wszystkie mozliwe środki zawiodły i tylko stanowcze działanie(niestety, szalenie rozległe w czasie) spowodowao, ze ofiary nieco odsapnęły

    nie jestem na tyle spaczona, zeby każdą rodzinę uważać za źrodło nieszczęść, patologii, dramatu itp.
    natomiast nie jestem taką optymistką, aby móc z czystym sumieniem powiedzieć: ręce precz od każdej rodziny, każda rodzina sama sobie doskonale poradzi ze wszystkim, w zadnej rodzinie nie ma przemocy
    Maćku-mozesz sobie twierdzić, ze te wszystkie dramatyczne przekazy medialne są tylko po to, aby zburzyć doskonały obraz polskiej rodziny, ze to spisek i wyciąganie łap państwa w kierunku rodzin, w tym wielodzietnych, że tak jest fajniej, bo sprzedaż, oglądalność itp. wzrasta
    ja natomiast twierdzę, ze są one dramatycznym obrazem naszego społeczeństwa i problemów, jakie obserwuje się w rodzinie
    skoro jest tak świetnie, to dlaczego jest tak źle, pytam się po raz kolejny?

    i jeszcze jedno: mam świadomość, ze bywały sytuacje, kiedy nadgorliwy urzędnik utruł życie rodzinie tylko dlatego, że brakowało pieniędzy
    to godne potępienia
    ale większość interwencji była jak najbardziej uzasadniona
    moim zdaniem przeciętna, normalna rodzina może być spokojna, nawet, jeśli nie ma zamiaru spałniać kaprysów latorośli-niech boją się te, które nie potrafią w należyty sposób zapewnic bezpieczeństwa, opieki swoim członkom

    a swoją drogą ciakawa jestem, jaki masz pomysł na pomoc bez asysty sądu i policji?
    chętnie poczytam, naprawdę
  • Przypomina mi się reportaż sprzed kilku miesięcy o polskiej rodzinie mieszkającej w Szwecji. Rodzicom siłą odebrano dwóch synków, bo okazało się, że dają im klapsy. Oczywiście zakazano zbliżać się do "ofiar", bo byli niesamowicie niebezpiecznymi "agresorami". Wiesz, co robił starszy z chłopców? Pisał pełne miłości i tęsknoty listy do rodziców, które ukradkiem wrzucał im do skrzynki.

    Zapewne pracownicy szwedzkiej opieki społecznej byli przekonani, że uchronili chłopców przed maltretowaniem, ale w rzeczywistości wyrządzili im wielką krzywdę. Nikt z zewnątrz nie pojmie więzi, która łączy rodzinę. Trzeba samemu urodzić dziecko, czy być jego ojcem, aby mieć prawo powiedzieć, co dla niego jest najlepsze. Dlatego ingerencje z zewnątrz, i to jeszcze w asyście policji, są tylko żałosną uzurpacją. Jeżeli interwencja dzieje się wbrew woli rodziców, to nie ma żadnej racji moralnej, która by ją usprawiedliwiała, a jest tylko demonstracją siły, przed którą zwykły człowiek jest bezbronny.
  • Jeżeli interwencja dzieje się wbrew woli rodziców, to nie ma żadnej racji moralnej, która by ją usprawiedliwiała, a jest tylko demonstracją siły, przed którą zwykły człowiek jest bezbronny.
    taaa, powiedz to zmaltretowanym dzieciom, których matkę zakatował "tatuś", którego nie udało sie wbrew jego woli umieścić w zakładzie
    albo babci chłopca, którego rodzice tak fantastycznie sie nim opiekowali, że nie wyszedł ze spiączki i zmarł
    oni też, ci "rodzice" uważali, ze że każda interwencja dzieje się wbrew ich woli
    czyżby?
    a jaka interwencja, choćby i jak najbardziej uzasadniona jest zgodna z wolą tego, który dokonuje przestępstwa?
    wiesz, więzienia są pełne tych, którym system zrobił coś przeciw ich woli

    o czym Ty piszesz?co mi chcesz udowodnić?

    przyznaję, ze to, co spotkało rodzinę w Szwecji jest nielicznym z przykładów "przegięcia"
    moze dlatego jest to dla nas takie księzycowe, ze u nas system działa inaczej?
    nie twierdzę, że model szwedzki jest moim ulubionym modelem społeczeństwa,ale pamiętajmy-jest ich, tworzony i udoskonalany przez dziesieciolecia
    zgodne z naszym przekonaniem, czy nie-to ich sprawa, a to, ze jakaś rodzina postanowiła tam zamieszkać nie jest powodem, aby dla niej jednej, słabo rozeznanej w tamtejszych realiach zmieniać prawo
    to oni musieli się podporządkować, nie Szwecja
    skoro tam zamieszkali, winni byli się podporządkować
    smutne, ale prawdziwe
    a tak gwoli scisłości-znam dobrze tą historię, i co ciekawe-w jednym z wywiadów matka przyznała, ze stosunki w ich rodzinie dalekie były od doskonałych, ze zdarzało jej sie w chwili zwątpienia, udręczenia sytuacja rodzinna i materialną skrzywdzic swych synów,ale nie uwazała, ze zrobiła coś "aż tak strasznego, aby zabierać jej dzieci"


    zdaje się, ze Ty też nie bardzo lubisz, aby na Twoim terenie ktoś drwił z Twych poglądów, trybu życia, systemu wartości, próbował zmieniać z góry i od dawna ustalone zasady
    i masz jak najbardziej prawo do oponowania przeciwko tym, którzy próbują przekonywać Cię do czegoś inego, prawda?
    to tak na marginesie

    jeden przykład "przegięcia", zresztą nie do konca "nasz" to nie powód, aby kwestionować zasadnosć wprowadzenia/zaostrzenia okreslonych przepisów
    jeszcze raz powtarzam: bać się mają ci, co krzywdzą, nie ci, co postępują godnie i z miłoscią
  • Nowe przepisy będą pozwalały karać rodziców, którzy kochają swoje dzieci i dlatego stosują wobec nich kary fizyczne. Trudno uznać to za sprawiedliwe.

    W Szwecji nadużyć jest bardzo wiele, a to dlatego, że tamtejszy system opieki społecznej ma totalną władzę nad rodzinami. Ta władza demoralizuje i sprawia, że dowolną bzdurę można bezkarnie przepchnąć.

    Żaden program przeciwdziałania przemocy domowej nie powstrzyma zwyrodnialców. Powstrzymać ich może jedynie perspektywa szubienicy, gdyby przywrócono karę śmierci. Dlatego akurat dla nich całe to zamieszanie działa na korzyść, bo jeżeli przemocą domową jest tak samo klaps, jak i wyrzucenie dziecka przez okno, to znaczy, że nie robią nic specjalnie złego.

    A rodzice są rodzicami, czy Ci się to podoba czy nie. Dobrzy i źli.
  • @Kociara
    >>Jeżeli interwencja dzieje się wbrew woli rodziców, to nie ma żadnej racji moralnej, która by ją usprawiedliwiała, a jest tylko demonstracją siły, przed którą zwykły człowiek jest bezbronny.
    taaa, powiedz to zmaltretowanym dzieciom, których matkę zakatował "tatuś", którego nie udało sie wbrew jego woli umieścić w zakładzie
    albo babci chłopca, którego rodzice tak fantastycznie sie nim opiekowali, że nie wyszedł ze spiączki i zmarł
    oni też, ci "rodzice" uważali, ze że każda interwencja dzieje się wbrew ich woli
    czyżby?<<

    W takich sytuacjach wystarczy stosować obecny kodeks karny. Z małym zastrzeżeniem aby go jednak stosować np faktycznie skazywać łobuzów a nie ferować kary w zawieszeniu lub do odsiadki ale tylko 8 miesięcy.

    @Werka

    >>A co przykładu polskich dzieciaków ze Szwecji, można było przeczytać, że chłopcy mieli siniaki po tych "klapsach"...<<

    Sformułowanie można było przeczytać daje wiele do myślenia najpierw w czym tekst był zawarty w miejscowej odmianie Faktu czy SE a może w protokołach policji. Z jakiego źródła pochodziły informacje, kto je pisał (może miał jakiś swój cel aby nakreślić negatywny obraz rodziny. itd
    Werka skrzynkę dobrego wina jak odróżnisz siniaki na moich synach skąd pochodzą do wyboru z boiska piłkarskiego, upadek z roweru, z drzewa, wymiana argumentów siły, itd. Już kulam się ze śmiechu.
  • [cite] Maciek:[/cite]Nowe przepisy będą pozwalały karać rodziców, którzy kochają swoje dzieci i dlatego stosują wobec nich kary fizyczne. Trudno uznać to za sprawiedliwe.

    .

    Czy mógłbys wskazać które dokładnie przepisy? I w jaki sposób karać?
  • [cite] Werka:[/cite]Stosowanie kar fizycznych nie wynika z miłości, tylko z bezradności - w najlepszym wypadku.
    Trudno mi polemizować z Twoim doświadczeniem, ale to metoda stara jak ludzkość. Gdyby była zła i nieskuteczna, to nikt by jej nie stosował.
    [cite]Anka:[/cite]Czy mógłbys wskazać które dokładnie przepisy? I w jaki sposób karać?
    Poczytaj swoje własne wpisy na ten temat :cool:
  • I ty mi zarzucasz niemerytoryczność? Zresztą, nie wiem dlaczego liczyłam, że odpowiesz na moje pytanie i podejmiesz własnie merytoryczną dyskusję, ot naiwna jestem i tyle.

    A tak swoją drogą, kiedy się pakujecie? Jest kilka krajów na świecie, w których rodzice mają nieograniczoną władzę nad dziecmi, ba nawet mężowie nad żonami:tongue::wink:
  • Ech, Tobie erystyczne figle w głowie, a temat jest poważny. Cytuję dalej za pro-rodziną:

    Na drodze do pełnej ochrony dzieci przed wpływem rodziców przed nami jest Szwecja. Niewiele tam trzeba aby pracownik socjalny odebrał rodzicom dziecko. W 37 numerze Frondy jest zamieszczony wywiad ze Szwedką, matką 10 letniego chłopca chorego na epilepsję , która weszła w konflikt z pracownicą socjalu. W nastepstwie tego pracownica odebrała jej syna i umieściła w rodzinie zastępczej. Oficjalnym powodem była nadopiekuńczość matki. W rodzinie zastępczej był żle traktowany , a gdy rodzina ta sie rozpadła , trafił do człowieka z problemem alkoholowym. Nikt nie zajmował się chorobą dziecka, co wraz z otaczająca go atmosferą doprowadziło do jego śmierci. Dopóki chłopiec chłopiec żył , matka alarmowała różne instytucje ale nie była traktowana poważnie. Po jego smierci kobieta pozwała do sądu pracownicę socjalu. Proces przegrała i sąd nakazał jej pokrycie kosztów sądowych jakie poniosła gmina (równowartośc 650 tys zł). Historia ta, opisana w Dagens Nyheter przez dziennikarza polskiego pochodzenia Macieja Zarembę, stała się głośna w Szwecji. Mniej tragicze dramaty związane z odbieraniem dzieci chyba nie robia w Szwecji wrażenia.
  • Rafale-
    - agresorzy,oprawcy z podanych przeze mnie przykładów z licznej listy takich makabresek pokazały właśnie, ze obecnie, z takimi karami, takim trybem postępowania, jakie mamy w tej chwili nie ma mowy o ochronie
    i tyle
    czyli jakby się zgadzamy, ze wobecnym zapisie wiele jest do zrobienia i usciślenia
    dlatego też lioczę na to, ze projekt takie zmiany uwzględnia

    co do Twego zakwestionowania rzetelnosci dziennikarskiej-nie jestem zdziwiona...tak, masz rację: to na pewno był spisek, działanie mające na celu nakreślenie jak najbardziej negatywnego obrazu polskiej rodziny, która jest porządna, bo polska:confused:

    co do stosowania kar fizycznych: tak się składa, ze ustawodawcy nie kierują się akurat Pismem Świętym, co oceniam jako pozytywne
    jestem absolutnym przeciwnikiem kar fizycznych,ale też nie demonizuję "zwykłego, przysłowiowego klapsa"
    ale nie o klapsach tu mowa, choć ja akurat bliższa jestem stwierdzeniu: kocham, wiec nie biję

    cóz, obawiam sie, ze ani Anka,ani ja nie doczekamy się to, o co obie prosimy-aby ktoś nam wreszcie wskazał ten zapis(rzekomy), o który toczy się batalia...
    ...że nie ma?
    ...jasne, można się było domyślać, ale cóż szkodzi w imię walki z czymś, co nie istnieje ponakrecać trochę atmosferę i niektórych na siebie, prawda?
    mozna, można-czemu nie...

    skoro więc boje toczą się o mityczne zagrożenia/zakazy/nakazy równie dobrze mozna zacąć się bać tego, jaki wpływ na poziom intelektualny buszmenów i politykę rodzinną w zachodniej Tanzanii będzie miała strefa euro, do jakiej pono zmierzamy dziarskim krokiem
    :bigsmile:
  • Spokojnie, jutro Dzień Antykoncepcji. Kondomy to też w końcu narzędzie do walki z przemocą w rodzinie, prawda?
  • Dziwnymi drogami krążą Twoje myśli. Wydawać by się mogło, że to właśnie sytuacja, kiedy ktoś w ataku szału zaczyna okładać dziecko gdzie popadnie powinna być niepokojąca, a przemyślane karcenie w celu osiągnięcia jakiegoś celu wychowawczego uznane za sytuację pozytywną. Ty natomiast przyjmujesz odwrotną hierarchię.

    Sprzeciw wobec ustawy - jak było już to pisane przez różne osoby - jest sprzeciwem wobec ograniczania praw rodziców. Bo to rodzice wiedzą, a nie urzędnicy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, jaka strategia wychowawcza jest najlepsza dla danego dziecka. Wyobraźmy sobie, że ministerstwo chce nakazać podawanie wszystkim dzieciom na śniadanie owsianki. Jedne dzieci lubią owsiankę, a inne nie. Trzeba uszanować, że jesteśmy różni.
  • [cite] Maciek:[/cite]
    [cite] Werka:[/cite]Stosowanie kar fizycznych nie wynika z miłości, tylko z bezradności - w najlepszym wypadku.
    Trudno mi polemizować z Twoim doświadczeniem, ale to metoda stara jak ludzkość. Gdyby była zła i nieskuteczna, to nikt by jej nie stosował.
    podobnie stara jak ludzkosć jest metoda leczenia gorączki czarami, "leczenie" ciężkich chorób ofiarami z ludzi i zwierząt,szeptuchy są stare jak świat-i jak twierdzą niektórzy-bardzo skuteczne

    Maćku-chyba znane jest Ci sformułowanie: silne wzruszenie spowodowane zaistniałymi okolicznościami, albo amok oraz coś, co zwie się działaniem zimnym, wyrachowanym, działaniem z premedytacją?
    to teraz przełóż to na karanie dzieci biciem
    nie wiem, dlaczego-ale pochwalone przez Ciebie przemyślane karcenie w celu osiągnięcia jakiegoś celu wychowawczego jakoś tak podpada mi pod tą drugą grupę...

    w jednym przyznaję Ci rację: Bo to rodzice wiedzą, a nie urzędnicy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, jaka strategia wychowawcza jest najlepsza dla danego dziecka-widzisz, rodzice zakatowanych maluchów też uznali, ze wiedzą najlepiej, co jest dobre dla ich dziecka i postępowali zgodnie z tą zasadą, próbowali wychowywać smarkaczy w poszanowaniu ich rodzicielskiej pięści
    zapytam wprost, w nadziei, ze w końcu odpowiesz na zadane pytanie: czy w takim wypadku pochwalasz tych rodziców?dajesz prawo innym rodzicom do działania w ten sposób?

    a to to już delikatnie mówiąc banalny banał: Wyobraźmy sobie, że ministerstwo chce nakazać podawanie wszystkim dzieciom na śniadanie owsianki. Jedne dzieci lubią owsiankę, a inne nie. Trzeba uszanować, że jesteśmy różni.

    ja po prostu nie wierzę, ze Ty w to wierzysz:bigsmile:
  • @Kociara

    >>co do Twego zakwestionowania rzetelnosci dziennikarskiej-nie jestem zdziwiona...tak, masz rację: to na pewno był spisek, działanie mające na celu nakreślenie jak najbardziej negatywnego obrazu polskiej rodziny, która jest porządna, bo polska<<

    jeżeli zbytnio nie nadwyrężę Twej cierpliwości przytoczę tu pewien artykuł kwestionujący Twe kpiące podejście do spraw narodowych. Jak wynika z poniższego tekstu wiele osób nie tylko ze środowiska żurnalistów poszukuje sławy lub zaspokaja swe ambicje za cenę prawdy. Dziennikarze są bardzo podatni na działanie warunków geopolitycznych, a mówiąc prosto czują gdzie są konfitury. Może sprawa odbiega od maltretowania dzieci ale pokazuje pewien sposób podejścia do nas jako narodu.

    Jak kłamią francuscy historycy


    Trzeba przyznać, że autorzy wydanego w 2007 roku francuskiego antypolskiego gniotu "La Pologne" są nader konsekwentni w swych zafałszowaniach. Również w odniesieniu do czasów współczesnych, od 1989 roku po ostatnie lata, znajdujemy rozliczne świadome fałsze i deformacje obrazu Polski.

    Brechty o "antyeuropejskim" PiS
    Skrajnym przykładem tendencyjności francuskich autorów jest sposób charakteryzowania przez nich dzisiejszych polskich partii politycznych. Autorzy najwyraźniej zieją nienawiścią do PiS, ROP i Jana Olszewskiego, LPR, etc. Na przykład PiS jest omawiany w podrozdziale o "nurcie prawicy nacjonalistycznej, populistycznej i ekstremistycznej" (tekst pióra niezrównanego w swych deformacjach Fran ois Bafoila). W innym tekście tegoż Bafoila (na s. 341) dowiadujemy się, że "Samoobronę łączy z PiS obrona za wszelką cenę nacjonalizmu politycznego i ekonomicznego, wrogość do wejścia do UE (...)". Na s. 301 czytamy o "demagogicznej kampanii wyborczej PiS" (tekst Philippe'a Rusina). Na s. 247-275 tenże Bafoil gromko piętnuje dekomunizację i lustrację, począwszy od ostrego ataku na rząd J. Olszewskiego. Według jego kłamliwych informacji (s. 274) dekomunizacja zobowiązywała do potępienia wszystkich członków partii, co było "działaniem, które w przypadku włączenia ich rodzin, uderzyłoby w blisko jedną czwartą ludności polskiej". Bafoil zarzuca (s. 271), iż: "W 2005 roku prawicy niepodległościowej i narodowej udało się umieścić peryferie w centrum (...)". Inny autor, Stephane Portet, pisze na s. 301, po poddaniu ostrej krytyce polityki gospodarczo-społecznej PiS, Samoobrony i LPR: "Ta sytuacja nie jest do utrzymania. Polska ma jeszcze potrzebę liberalizmu". Na s. 533 czytamy z kolei (w tekście F. Bafoila), że "Polacy są izolowani na scenie europejskiej" ze swymi próbami blokowania partnerstwa gazowego między UE a Rosją.
    Jak widać, na autorach książki stale ciąży ich skrajna (tradycyjna we Francji) rusofilia kosztem obiektywnego przedstawiania obrazu Polski. Widać wyraźnie, że serca autorów "La Pologne" biją dla Platformy Obywatelskiej i... dla SLD. Bafoil przedstawia postkomunistów (s. 258, 259) z wyraźną sympatią, wychwala ich "wigor demokratyczny", poparcie dla wejścia do UE, rolę we wprowadzeniu reform społecznych, zasługi A. Kwaśniewskiego dla przyjęcia Konstytucji w 1997 r., chwali za to, że są partią "najbardziej internacjonalistyczną" (s. 275). Na s. 263 dowiadujemy się od Bafoila, że: "prawica liberalna [tj. PO - J.R.N.] i SLD po równi przejęły od marszałka [J. Piłsudskiego - J.N.R.] jego niechęć do ekstremizmu".
    Warto wspomnieć wreszcie o dość szczególnym obrazie współczesnej polskiej kultury po 1989 r., przedstawionym w "La Pologne" przez b. radcę naukowego i kulturalnego Ambasady Francji w Warszawie Jeana-Yves'a Potela. W tym obrazie polskiej kultury zabrakło m.in. jakiejkolwiek wzmianki o Zbigniewie Herbercie. Jest za to Ewa Bem, Dorota Masłowska, Paweł Huelle, Andrzej Stasiuk, Anda Rottenberg i Katarzyna Kozyra. Szczególnie wyeksponowana jest (w dwóch miejscach rozdziału) Dorota Nieznalska. Autor roni łzy rzęsiste nad "prześladowaniami", jakie jakoby spotkały tę autorkę bluźnierczej prowokacji ze strony polskiej "ekstremistycznej prawicy narodowo-katolickiej" (por. s. 449-450). Dla całości obrazu warto dodać przygotowany w beznadziejnie żałosny sposób indeks osób. Dowiadujemy się z niego (np. na s. 584), że Artur Grottger miał w rzeczywistości na imię Matjeko. Autor indeksu tak lubi Jana Tomasza Grossa (s. 584), że dał go aż w dwóch postaciach: Jana Grossa i Tomasza Grossa. Roman Dmowski występuje na zmianę jako Roman Dmowski i jako Adam Dmowski (s. 584). Najzabawniejsze jest jednak umieszczenie przez autora indeksu nazwy geograficznej Szklarska Poręba wśród indeksu osób. Dzięki temu dowiadujemy się, że Poręba to nazwisko, a Szklarska to imię (!).

    Szkodliwa "agitka"
    Jakie są ostateczne konkluzje z lektury prawie 600-stronicowej książki o Polsce? Moim zdaniem, jest to wyjątkowo szkodliwa książka z typu propagandowych cegieł, nazywanych dawniej "agitkami". Książka p. Bafoila et consortes nie ma dosłownie nic wspólnego z jakimikolwiek próbami obiektywnego historycznego czy politologicznego pisarstwa. Książka wciąż udowadnia z góry wymyślone tezy, a na dodatek roi się w niej od błędów merytorycznych. Jest karykaturą obrazu historii Polski i Polski współczesnej. Zdumiewa fakt, że w wydaniu tej książki-donosu na polską historię i na znaczącą część dzisiejszych sił politycznych w Polsce współdziałało kilku historyków polskich (prof. Andrzej Paczkowski, prof. Tomasz Nałęcz, wykładowca uniwersytecki Marcin Zaremba, prof. Bruno Drwęski, prof. Dariusz Jarosz) i redaktor Wojciech Kalinowski. Zdumiewa fakt, że najwyraźniej, chcąc zabłysnąć udziałem we francuskiej publikacji, nie zaprotestowali przeciw jej antypolskiej tendencji i, jak widać, w niczym nie wpłynęli na jej zmianę. Jedyną uczciwą metodą postępowania z ich strony powinna być rezygnacja z udziału w antypolskim gniocie. Nie uczynili tego, uwiarygodniając paszkwil F. Bafoila et consortes przez udział badaczy reprezentujących polską stronę.

    Uprzedzenia Daniela Beauvois
    Moje zaszokowanie omawianą wyżej francuską "księgą fałszu" szybko powiększyła kolejna lektura. W Strasburgu zakupiłem inną, stosunkowo niedawno wydaną, bo w 2004 roku, francuską historię Polski - "La Pologne. Histoire, soci??t??, culture" pióra Daniela Beauvois. Autor jest historykiem nader fetowanym w Polsce (w geremkowsko-michnikowskich kręgach) i odpowiednio wyróżnianym (doktoraty honoris causa na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Warszawskim i Uniwersytecie Wrocławskim). Wyróżnia się w ten sposób historyka pełnego uprzedzeń do naszej historii i świadomie pomniejszającego polski wkład w dzieje europejskie w różnych dziedzinach, a na dodatek mającego wyraźnego hopla na punkcie rzekomego "polskiego antysemityzmu" i innych naszych rzekomych narodowych fobii. Beauvois już całe dziesięciolecia temu "wyróżniał się" jako historyk o zdecydowanie lewicowych poglądach. Będąc dyrektorem Francuskiego Ośrodka Kultury przy Uniwersytecie Warszawskim (Centre d'Etudes Fran aises de l'Universit?? de Varsovie), Beauvois zorganizował tam w 1971 r. specjalną sesję z okazji 100. rocznicy Komuny Paryskiej. Jako plon sesji wydano blisko 300-stronicową książkę z wstępem D. Beauvois. Francuski historyk nader żywo zajął się promowaniem "twórczości" Bronisława Geremka we Francji. Już w 1976 r. wyszła w Paryżu (kolejne wydanie w 1991 roku) ponad 350-stronicowa książka B. Geremka "Ludzie marginesu w średniowiecznym Paryżu" w przekładzie Beauvois. Mając takiego protektora, Beauvois szybciutko w latach 90. został doktorem honoris causa takich czołowych uczelni, jak Uniwersytet Jagielloński czy Uniwersytet Warszawski (na pięć lat przed uhonorowaniem przez te uczelnie dużo wybitniejszego od Beauvois historyka i prawdziwego przyjaciela Polski prof. Normana Daviesa). Później został również doktorem honoris causa Uniwersytetu Wrocławskiego.
    Uhonorowanie tak wysokimi tytułami D. Beauvois w Polsce było tym dziwniejsze, że jego książki od początku "wyróżniały się" uprzedzeniami wobec Polski, a zwłaszcza szczególną tendencyjnością w pokazywaniu arcyponurego obrazu szlachty polskiej na Kresach. Znalazło to odbicie już w pierwszej książce D. Beauvois na ten temat "Le Noble, le serf, le revisor. La noblesse polonais entre le tsarisme et les masses ukrainiens (1831-1863)", Paris 1985. Już w rok po wydaniu tej książki na łamach "Przeglądu Historycznego" (zeszyt 4 z 1986 r.) ukazała się recenzja najlepszego polskiego znawcy XIX wieku prof. Stefana Kieniewicza, wytykająca Beauvois znaczące mankamenty jego książki, różne negatywne uproszczenia obrazu polskiej szlachty na Kresach. (Beauvois konsekwentnie w różnych książkach przedstawiał polską szlachtę jako jedynych, dodajmy bardzo okrutnych, wyzyskiwaczy ruskich chłopów). Prostując uproszczenia prof. Beauvois, prof. Kieniewicz pisał (s. 772), że prezentowany w jego książce "obraz życia polskiego na Ukrainie (...) niezupełnie pokrywa się z rzeczywistością. Uproszczony jest zatem podział mieszkańców Ukrainy na panów - przybyszów z Polski i poddanych - miejscowych chłopów. Po pierwsze, z Rusinów wywodzi się nie tylko parę kniaziowskich rodów (...), ale i spora liczba średniego ziemiaństwa o rdzennie rosyjskich nazwiskach. (...) Po drugie: z Polski od XV wieku napływał nie tylko element szlachecki, ale i chłopski, w drodze zbiegostwa, w drodze kolonizacji (...)". Profesor Kieniewicz stanowczo polemizował również z twierdzeniem Beauvois pokazującym skrajne zagrożenie stanu polskości na Kresach w XIX w. z powodu dobrowolnego wyparcia się jej przez nader licznych kolaborantów z carską Rosją. Profesor Kieniewicz pisał: "Nie ma racji Beauvois, nazywając Rzewuskiego [symbol prorosyjskiej kolaboracji - J.R.N.] porte parole większości wielkich posiadaczy". Według prof. Kieniewicza, większość polskich posiadaczy ziemskich na Ukrainie wyraźnie potępiała kolaborantów. W ocenie prof. Kieniewicza (s. 773): "Obraz szlacheckiego społeczeństwa, zarysowany w omawianym dziele, jest głęboko pesymistyczny: pasożytnicza, zakłamana rasa, skazana na likwidację. Przyjrzyjmy się jednakże dalszym jej kolejom, w ciągu półwiecza po powstaniu styczniowym. Pomimo przetrzebienia, pomimo prześladowań, ziemiaństwo południowych kresów zmodernizowało gospodarkę, podwoiło swoje fortuny, podciągnęło poziom kulturalny. Z tamtejszych stron, z pałaców, dworów i dworków szlacheckich wyszło wtedy niemało wybitnych jednostek. (...) Przypomnę (...) przekornie dwóch tylko synów tamtych ziem, którzy osiągnęli sławę światową: Paderewskiego i Conrada". Profesor Kieniewicz sprzeciwił się również (s. 776) uproszczonym osądom Beauvois głoszącego, jakoby "kler katolicki był aż dziwnie nieobecny w powstaniu 1863-1864 na Ukrainie". Profesor Kieniewicz, najlepszy znawca Powstania Styczniowego, przytoczył w tym kontekście jednoznaczne dowody na to, że było wręcz przeciwnie.
    Pomimo tej krytyki ze strony prof. Kieniewicza prof. Beauvois pozostał w późniejszych publikacjach nader wierny swej uproszczonej, negatywnej wizji całościowego obrazu polskiego ziemiaństwa na Kresach. Skupiał się głównie na ukazywaniu jego rzekomego pasożytnictwa w całości i rzekomego, wyjątkowego okrucieństwa wobec ruskich chłopów.
    Jaskrawymi przykładami uproszczeń Beauvois, przyczerniających obraz polskiej szlachty na Kresach, były m.in. jego książki: "Polacy na Ukrainie 1831-1863: szlachta polska na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie", Paryż 1987; "Walka o ziemię: szlachta polska na Ukrainie prawobrzeżnej pomiędzy caratem a ludem ukraińskim 1863-1914", Sejny 1996; i "Trójkąt ukraiński: szlachta, carat i lud na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie 1793-1914", Lublin 2005. Szczególnie skrajna była piętnująca polskie ziemiaństwo na Kresach wypowiedź Beauvois w wywiadzie udzielonym Jarosławowi Kurskiemu w "Gazecie Wyborczej" z 27 stycznia 2007 roku. Beauvois stwierdził tam m.in.: "(...) Zjawisko gnębienia ludu ukraińskiego przez polskich ziemian nie ulega wątpliwości (...) poddaństwo ruskich chłopów bliskie było niewolnictwu. Stosunki dworu ze wsią były tak okrutne, jak na amerykańskich plantacjach bawełny, na francuskiej Martynice, czy gdzieś w Afryce. To naprawdę było coś strasznego".
    Wypowiedź ta spotkała się z ostrą polemiką wybitnego polskiego historyka prof. Jana Dzięgielewskiego. W wywiadzie udzielonym Jakubowi Brodackiemu z redakcji "Glaukopisu", zamieszczonym w internecie, prof. Dzięgielewski stwierdził m.in.: "Polemika na temat 'okrucieństwa szlachty polskiej' wydaje mi się bezcelowa. Osobników o skłonnościach nieludzkich, w każdym okresie, kraju, stanie są ilości proporcjonalne. Normalna większość, poza sytuacjami ekstremalnymi - rewolucje, wojny domowe - w relacjach z innymi ludźmi stara się postępować przynajmniej racjonalnie. Dlaczego więc stosunek szlachty polskiej wobec poddanych miałaby charakteryzować się nie tylko brakiem jakichkolwiek zasad moralnych, ale i rozsądku. Czy naprawdę sensem życia członków tego stanu było bezmyślne gnębienie chłopów, nie zważając na to, iż ci decydowali w dużej mierze o ich dochodach? Czas rozstać się z mitem, ukształtowanym według wskazań konferencji metodologicznej w Otwocku [chodziło tu o stalinowską, prosowiecką konferencję metodologiczną historyków w 1951 r. - J.R.N.]. (...) Stosunek do 'ludu ruskiego', zdaniem Beauvois'a, jakoby bardzo okrutny, wynikać mógł nie tyle z uprzedzeń etnicznych czy religijnych, ale z faktu istnienia na tych ziemiach wielkich majątków, których klucze, bądź poszczególne wsie, były wydzierżawiane. Arendarz nie traktował poddanych w sposób patriarchalny. Dla niego chłop był tylko siłą roboczą, a nie sąsiadem na pokolenia, miał jak najszybciej przynieść mu zysk, a co będzie po nim po okresie dzierżawy, mniej go obchodziło" (por. wywiad z prof. J. Dzięgielewskim - www.glaukopis.pl/pdf/5-6).

    Fałsze o XX-wiecznej historii
    Swego rodzaju szczytem zafałszowań prof. Beauvois na temat polskich dziejów stała się wspomniana już książka "La Pologne. Histoire, soci??t??, culture", wydana w Paryżu w 2004 roku. Roi się ona wprost zarówno od świadomych fałszów, jak i od skandalicznych błędów merytorycznych wynikających głównie z niedouczenia autora, wyraźnie niewiele znającego historię Polski poza badanym przez niego okresem 1793-1914. Dość przypomnieć szczególnie jaskrawy, szkolny wręcz błąd Beauvois (s. 32), że to Polacy odnieśli zwycięstwo pod Legnicą w 1241 roku. Prezentację błędów i fałszów skandalicznej książki Beauvois rozpocznę jednak od XX wieku, w którego przypadku autor popisuje się najskrajniejszą tendencyjnością i ignorancką dezynwolturą. Weźmy np. sposób przedstawiania stosunków polsko-ukraińskich. Beauvois z werwą mnoży oskarżenia wobec polskiej Drugiej Rzeczypospolitej za politykę wobec ukraińskiej mniejszości narodowej. Na s. 339 pisze o wprowadzeniu przez Polaków prawdziwego terroru w 16 regionach z większością ukraińską w Galicji, o pacyfikacjach regionu Lwowa, aresztowaniu 1739 Ukraińców i osądzeniu 1143, o zniszczeniu 127 ukraińskich cerkwi na rozkaz władz polskich. Można tu podziwiać starania Beauvois o podawanie dokładnych informacji na temat polskich złych czynów. Jego precyzyjność natychmiast się kończy, gdy chodzi o przypomnienie zbrodni ukraińskich na Polakach. W tej sprawie Beauvois zamieszcza jedno jedyne oburzające zdanie na s. 372: "Polacy i Ukraińcy poddali się nawzajem dzikiej konfrontacji na Wołyniu w 1943". W ten sposób D. Beauvois stawia na równi polskie ofiary i ukraińskich katów. Mógłby oczywiście "twórczo" rozwinąć swoją myśl, pisząc, że w obozach zagłady w Auschwitz i Treblince dochodziło do "dzikich konfrontacji" między Żydami a Niemcami! Warto dodać, że Beauvois wystąpił z podobnym głupawym uogólnieniem, zacierającym odpowiedzialność nacjonalistycznych zbrodniarzy ukraińskich już we wstępie do swojej książki (na s. 11), pisząc o "wzajemnych masakrach" Polaków z Ukraińcami. A więc Polacy byli współwinni zbrodni?!
    Szczególnie wiele nieprawd odnotowujemy u D. Beauvois przy opisywaniu stosunków polsko-żydowskich. Za wszystko winieni są tu Polacy. Już w odniesieniu do okresu Drugiej RP czytamy na s. 340 o "antysemickiej zazdrości" wobec Żydów, o "skandalicznych wymuszeniach" na Żydach ze strony polskich nacjonalistów (s. 340), o ewolucji dużej części młodych polskich ludzi "ku wizji państwa monoteistycznego, gloryfikującego polską krew i ziemię, ukształtowywaniu się ich w grupy faszystowskie, które bardzo często atakowały sklepy żydowskie lub ludność żydowską, czyniąc swym hasłem antysemityzm" (s. 336). Na tejże stronie czytamy, że mniejsza część Akcji Katolickiej wyładowywała się w ekscesach antysemickich, niekiedy spotykanych na łamach "Małego Dziennika" ojca Kolbego, kanonizowanego przez Jana Pawła II męczennika miłości w niemieckim obozie. W książce Beauvois nie ma nawet odrobiny starań o przekazanie ogromnej złożoności kwestii żydowskiej w Polsce lat 1918-1939, którą tak doskonale przedstawił prof. N. Davies w "Bożym igrzysku". Wystarczyłoby zresztą, żeby D. Beauvois pofatygował się i przeczytał wspomnienia najsłynniejszego francuskiego ambasadora w Polsce przed 1939 r. Leona NoÄŽla pt. "Agresja niemiecka na Polskę" (Warszawa 1966). Znalazłby tam (na s. 33) m.in. takie oto oceny NoÄŽla: "Kwestia żydowska była zatem nie tyle sprawą wyznaniową, lecz raczej społeczną, gospodarczą. Antysemityzm wzrastał gwałtownie, nie dochodząc jednak nigdy - cokolwiek mówiono by o tym - do rzeczywistych prześladowań (...). Zresztą elementy żydowskie były dostatecznie liczne, silne i wpływowe, aby przeciwstawiać się polityce bardziej agresywnej, gdyby ich nie chroniły tolerancyjne tradycje, związane z charakterem polskim. Należy dodać dla sprawiedliwości, że w niektórych wypadkach odpowiedzialność za konflikty ponosili sami Żydzi, pogardzając chrześcijanami i prowokując ich nieraz swoją arogancją".
    Ciekawe, że nawet w tak skrajnie filosemickim czasopiśmie jak "Tygodnik Powszechny" ukazał się kiedyś bardzo realistyczny tekst na temat stosunków polsko-żydowskich w Drugiej Rzeczypospolitej. Myślę tu o artykule Mieczysława Pszona publikowanym już po śmierci autora w "Tygodniku Powszechnym" z 22 października 1995 roku. Pszon pisał tam m.in., że: "(...) W II Rzeczypospolitej jednym z najbardziej destrukcyjnych elementów - poza mniejszościami narodowymi - byli Żydzi. Wyobraźmy sobie kraj, w którym jest 10 procent ludności całkowicie obcej - obcej nie tylko językowo, ale i obyczajem, wiarą czy strojem. (...) Te 10 procent ludzi odgrywało nieporównywalnie wielką rolę w stosunku do swej liczebności, szczególnie w niektórych działach gospodarki, gdzie niektóre sektory były w 100 procentach prowadzone przez Żydów i chronione przed dopuszczeniem do nich Polaków. (...) W dodatku minimalny procent Żydów zajmował się produkcją (...). Z kolei, jeżeli w Krakowie na 800 adwokatów było tylko 60 Polaków (podobnie było z lekarzami) i powstał mechanizm chronienia tych zawodów przed dopuszczeniem do nich Polaków, to ludziom ręce opadały. (...) Zatem konflikty były przede wszystkim na tle gospodarczym (...). Chodziło (...) o ten łańcuszek pośredników w handlu, w rzemiośle, który blokował możliwość jakiegokolwiek odciągnięcia ludzi ze wsi (...)".

    W ślad za kłamstwami Grossa
    Szczególnie zafałszowany i jednostronny jest kreślony przez Beauvois obraz stosunków między Polakami a Żydami w czasie wojny. Beauvois poświęca dosłownie cztery wiersze (s. 369) na opisanie pomocy dla Żydów ze strony Polaków. Wielokrotnie więcej, bo aż 64 wiersze (s. 362, 366, 368, 369, 370, 371) jest poświęcone potępieniu zachowań polskich w duchu J.T. Grossa i powtórzeniem jego kłamstw. Na przykład na s. 362 Beauvois powtarza bez żenady obalone już kłamstwo Grossa o torturowaniu i spaleniu 1600 Żydów (!) w Jedwabnem, zamiast wynikającej z ekshumacji liczby 250-300 Żydów.
    Cytując wypowiedź gen. Stefana Roweckiego "Grota" o sile nastrojów antyżydowskich, Beauvois przemilcza podane przez Roweckiego wytłumaczenie tego faktu rozmiarami żydowskiej kolaboracji z Sowietami w latach 1939-1941 na Kresach. Milczy o popełnionych przez komunistycznych Żydów mordach na Polakach (egzekucje w Grodnie, Brzostowicy Małej, zamordowanie dominikanów w klasztorze w Czortkowie, zbrodnie w Koniuchach, Nalibokach, etc.). Przemilcza raport Jana Karskiego ze stycznia 1943 r., dowodzący, że po rozpoczęciu masowej eksterminacji Żydów w społeczności polskiej w sprawie losu Żydów: "(...) Jedynym uczuciem, górującym ponad wszystkie inne, było oburzenie i zgroza" (por. J.R. Nowak: "Nowe kłamstwa Grossa, Warszawa 2006, s. 68-69).
    U Beauvois niemal zupełnie wyparowała rola armii sowieckiej i NKWD w sowietyzacji Polski od 1944 roku. Na ten temat dowiadujemy się tylko (s. 380-381) o aresztowaniu "szesnastu", a na s. 383 o tworzeniu sowieckich komendantur wojskowych na terenie całej Polski. Nie dowiemy się natomiast z książki Beauvois dosłownie nic o roli oddziałów sowieckich i NKWD w sowietyzacji i zniewoleniu Polski, aresztowaniu tysięcy AK-owców i mordowaniu ich lub zsyłce na Sybir, roli wojsk sowieckich w rozbijaniu podziemia niepodległościowego. Jakże inaczej wygląda na tym tle dramatyczny obraz działań represyjnych wojsk sowieckich w Polsce, tak plastycznie kreślony przez prof. Normana Daviesa w "Bożym igrzysku" (Kraków 2007, s. 932-933, 934, 1013-1014, 1017-8). Przecież to nie krasnoludki, lecz Sowieci narzucili w Polsce tzw. władzę ludową. Beauvois nie informuje jednak o tym przez jakąś "delikatność" francuskich czytelników, którzy będą sądzić, że komuniści doszli w Polsce do władzy o własnych siłach.
    Jeden z najgłupszych fragmentów książki Beauvois znajdujemy na s. 483. Beauvois piętnuje tam Polskę ostatnich lat za wyłamanie się z solidarności europejskiej i szukanie protektora w Stanach Zjednoczonych. Daje przy okazji pełen lekceważenia, skrajnie przyczerniony i kłamliwy swoisty skrót historii Polski, a raczej jej karykaturę. Pisze: "Prawie wszyscy królowie Polski byli cudzoziemcami. Polska, podzielona czy nie, zawsze oczekiwała swego wskrzeszenia lub wielkości od zagranicznego poparcia: Napoleon, Aleksander I, Franciszek Józef, potem po 1918 Foch, a dla niektórych Hitler, Stalin lub Reagan. Łatwo było schlebiać kultowi siły u narodu admirującego Piłsudskiego, narodu stale wyszydzanego, zdradzanego, zawodzonego. Przedwojenni nacjonaliści polscy żądali zamorskich kolonii. G.W. Bush ofiarował im kawałek Iraku dla zarządzania po wojnie". Cytowany fragment książki Beauvois aż roi się od świadomie sączonych nieprawd. Stwierdzenie: "Prawie wszyscy królowie polscy byli cudzoziemcami", wyraźnie kłóci się z obecnością na tronie polskim takich władców, jak: Bolesław Chrobry, Bolesław Śmiały, Przemysław II, Władysław Łokietek, Kazimierz Wielki, Michał Korybut Wiśniowiecki, Jan III Sobieski, Stanisław August Poniatowski. Tadeusz Kościuszko, książę Józef Poniatowski czy później Romuald Traugutt cieszyli się w Polsce dużo większym autorytetem niż Aleksander I czy Franciszek Józef. Od tego ostatniego na ogół nie oczekiwano wskrzeszenia Polski. Józef Piłsudski cieszył się w Polsce prawdziwym kultem u większości Narodu, kultem, z którym nawet w części nie można porównać popularności Focha. Niesmaczne wręcz jest wspominanie Hitlera lub Stalina jako tych, od których niektórzy Polacy jakoby oczekiwali wskrzeszenia Polski lub zagranicznego poparcia. Jeśli byli tacy nieliczni Polacy, którzy oczekiwali czegoś od Hitlera, to była to garstka wyrzutków. Na Stalina zaś mogli stawiać tylko współcześni targowiczanie. Smutne, że tego typu brechty pisze profesor z Francji, "wsławionej" haniebnymi rządami zależnego od Hitlera rządu Vichy, z marszałkiem P??tainem na czele. Głupawe wręcz jest insynuowanie, że polscy "nacjonaliści" z pazernością rzucili się na zarządzanie kawałkiem Iraku.
    Wyrazem skrajnej tendencyjności Beauvois jest jego atak na Jana Olszewskiego i zainicjowanie lustracji w Polsce (s. 464). Beauvois zarzuca J. Olszewskiemu, że spowodowana przez jego inicjatywę lustracyjną psychoza "w ciągu sześciu miesięcy sparaliżowała życie polityczne. Zaczęto podejrzewać cały świat, a zwłaszcza Wałęsę, o to, że był donosicielem lub 'kolaborantem' (...)". W przeciwieństwie do piętnowanego przez Beauvois Olszewskiego jego wyraźnymi herosami ostatnich dziesięcioleci są najwyraźniej: Geremek, Kuroń i Michnik. Ten ostatni jest szczególnie mocno eksponowany w książce Beauvois, który pisze na jego temat we fragmentach publikowanych na 12 stronach "La Pologne" (więcej niż o Mickiewiczu!).
    Prof. Jerzy Robert Nowak
  • @ Kociara:

    Nie wiedziałem, że takie rzeczy wymagają wyjaśnienia, ale proszę: wychowywanie dzieci powinno być działaniem świadomym i celowym, a nie sumą porywów emocji. Dlatego jakiekolwiek działania, które człowiek czyni - jak to określiłaś - w amoku, wychowywaniem nie są. Jeżeli rodzic uważa, że wychowanie dziecka wymaga stosowania kar fizycznych, to ma pełne prawo je stosować. I nikt mu tego nie zabroni, bo to jego dziecko.

    Moralność chrześcijańska nie dopuszcza do krzywdzenia bliźniego. Dlatego Twoje krwiste wizje "zakatowanych maluchów" w ogóle nie mają związku z tematem naszej rozmowy. Karcenie fizyczne dzieci jest natomiast przedstawione w Piśmie Świętym jako działanie pożyteczne i nie widzę powodu, aby to podważać. Oczywiście, każdy może pisać swój kodeks moralności na nowo, ale niestety nie ma prawa narzucać swojego poglądu innym.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.