No właśnie o tym piszę ,że ja jednak jestem zupełnie inna. Lubię spotkania z ludźmi , ale bardzo też potrzebuję samotności. Prawdę mówiąc czekam na ten moment , jak dzieci wyfruną z gniazda . Choć przecież je kocham i mi na nich zależy ...
Ja to nadmiaru ludzi nie lubię Ale byłam długo sama i doceniam że mam kochanego mężczyznę i dziecko. Bez nich było więcej możliwości samostanowienia ale smutniej.
Podziwiam Waszą pewność co do tego, że do szczęścia nie potrzeba Wam towarzysza życia. Z perspektywy jednak osób mających rodziny, często nawet duże. Musicie być wyjątkowo elastyczne! Bywają samotnicy, bywają i tacy, którym do szczęścia potrzeba ludzi wokół. Ktoś kto dobrze się odnajduje w domu zawsze pełnym ludzi, jak to jest w rodzinie wielodzietnej, ale równie dobrze odnalazłby się jako osoba samotna, to chyba unikat.
Kurcze mnie to nurtuje jak to robicie ze te dzieci tak sie dibrze w zyciu ustawiaja, radza sobie i to od najmłodszej dorislosci. czy to wynika z samej wielodzietnosci i tego że wiedza że za nich nikt nie zrobi na tacy nie dostaną i potrafią dobrze zaplanować zawód kierunek? (Troche na to licze ;-)) Czy nakierowujecie je jakoś.. przyznam że mnie to lekko przeraża.. sami w bardzo intratnych zawodach nie robimy i przyznam że nie bardzo mam pojęcia jak postępować z dziećmi w tej materii.. na razie najstarsza chce być przedszkolanka lub aktorka... co gorsza w obu kierunkach ma wyraźne predyspozycje... może jej się jeszcze zmieni ..
Nie jestem autorytetem. Dla wielu osób pewnie jesteśmy dziwni rodzice i w ogóle bez serca. Komunikat był prosty; skończyłaś szkołę, nie planujesz się uczyć, to pracować musisz, dołożyć się do opłat i szanować zasady panujące w domu (porządek, pomoc w codziennych obowiązkach, powrót przed 20 i cisza nocna od tej godziny). Nie pasowało, więc wyprowadziła się i daje radę. Dla mnie oczywiste, jak człowiek chce robić wszystko po swojemu, to musi być niezależny.
Na edukację w sensie wykształcenia, ocen itp. nigdy nie naciskałam, tylko na dbałość o obowiązki. Córka skończyła gastronomika, pracuje jako pomoc w przedszkolu, robi to co lubi. Brak presji ze strony rodziców, że "masz coś osiągnąć" na pewno ułatwia poradzenie sobie na własnych warunkach i na własny rachunek.
Wracając do wdowieństwa. W przypadku gdybym straciła męża, byłaby to dla mnie absolutna rozpacz. Z takiej prostej przyczyny, że go bardzo kocham, czego wyrazem jest nasza wielodzietność. Dziś dajemy sobie dużo wolnosci. Są rzeczy, które robimy razem, ale jest też cała masa rzeczy, które robimy osobno, zwłaszcza ja, ponieważ lubię angażować się w różne inicjatywy. Jednak czym innym jest pomysł na czas wolny i spędzanie go osobno a czym innym ostateczne pozegnanie.
Nie rozumiem dyskusji o tym co bym zrobiła gdybym była wdową. O tyle o ile można teoretycznie dyskutować o tym jak należy postępować z dziećmi nie mając ich , bo jednak każdy z nas ma doświadczenie bycia dzieckiem i swoje przemyślenia a i tak jest to denerwujące , tak teoretyzowanie co bym zrobiła gdyby mąż umarł jest dla mnie bez sensu.
Może bym zapadła w czarna rozpacz i nigdy z niej nie wyszła, może bym uznała że taka wola Boża i żyła dalej spokojnie i potrafiła być szczęśliwa , może obrzdzałaby mnie myśl o jakimkolwiek innym facecie , a może chciałabym się z kimś związać.
Wiem jedno że jak dostaje porady od rodziców dzieci zdrowych co oni by robili na moim miejscu , albo co gorsza, jak powinnam postępować , widzę jak teoria do codziennego życia ma się nijak.
Ja dodam tylko do mojej wypowiedzi o córce, że my wciąż jesteśmy w procesie... Nie chciałabym zabrzmieć jak ciocia dobra rada. Daleko mi do otrąbienia sukcesu, bardzo daleko.
Mojej mamie zawód wybrali jej rodzice, do mnie nic się nie wracała, a ja byłam tak niepewna siebie, że wybrałam najbezpieczniej, a nie to co mnie interesowało. Mi zabrakło wsparcia że strony kogoś doświadczonego, że dam radę, żeby się dobrze zastanowić, bo zawsze myślałam o czymś innym. Czasami jeśli ktoś bliski nic nie ingeruje to też niedobrze.
Mojej mamie zawód wybrali jej rodzice, do mnie nic się nie wracała, a ja byłam tak niepewna siebie, że wybrałam najbezpieczniej, a nie to co mnie interesowało. Mi zabrakło wsparcia że strony kogoś doświadczonego, że dam radę, żeby się dobrze zastanowić, bo zawsze myślałam o czymś innym. Czasami jeśli ktoś bliski nic nie ingeruje to też niedobrze.
Czasem niedobrze a czasem właśnie dobrze. Jeśli odnosisz to do mojej wypowiedzi o niestawianiu konkretnych wymagań co do edukacji (nie jestem pewna, bo dużo różnych wątków było), to jestem przekonana, że nie wolno decydować za dzieci i my na pewno tego robić nie będziemy. Oboje z mężem mamy wykształcenie wybrane i zasponsorowane przez rodziców, oboje musieliśmy edukować się od nowa i przekwalifikować, by robić to co faktycznie chcemy. Mnie w sumie jeszcze do końca się nie udało. Osobiście wolę, żeby dziecko narzekało na własne nietrafione decyzje niż na moje podjęte wobec niego. Nie oznacza to bierności, ale zdrowy dystans do w końcu czyjegoś życia.
Choć rozumiem, że doświadczenia pewnie będą tu różne.
@maliwiju, sorry, ja też mam wrażenie że strach się odezwać. Współczuć źle, pocieszać źle, nie pocieszać jeszcze gorzej. To jest tylko forum dyskusyjne, luźna wymiana poglądów a nie gabinet psychoterapeutyczny . Jeśli się niegrzecznie odzywam, proszę mi zwracać uwagę. Ale trochę swobody i dystansu w takiej niezobowiązującej rozmowie by się przydało.
Przecież nikogo nie skrytykowałam, napisałam że nie ma sensu dla mnie rozmowa o tym jaka bym była po śmierci męża. Nie rozumiem o co ci chodzi. Skoro to forum to mogę pisać moje zdanie.
Maliwiju - a mi się wydaje, że pewne rzeczy możemy poweidziec, że na pewno nie, na pewno tak, raczej nie itd. Ty nie wiesz jak byś się zachowała jako wdowa. A ja wiem. I nie muszę wdowienstwa czekac, by wiedzieć jaki kurs bym obrala. Dlaczego nie ma sensu rozmawiać o tym co by było gdyby... ?
Wiadomo, że można nietrafnie oceniać, jak by się czulo w określonej sytuacji. Ale kurka, osoba pod 50 - tke, jak dajmy na to ja , mają jednak jakąś samoświadomość i przemyślenia plus po prostu doświadczenie . A jak ktoś wręcz trochę zarzuca społeczeństwu, czy nawet Kościołowi, że nie ma, w nim miejsca dla wdowciw, to jak najbardziej uważam, że mam prawo wyrazić swoje zdziwienie. Równie dobrze można zarzucać, że społeczeństwo odrzuca dajmy na to, osoby nieszczęśliwe w małżeństwie. I tak można sobie gadać...
O, nawet się zainteresowałem kiedy i co i jak. Więc konsulat nasz pisze, że zagranica tylko osobiście może głosować. Jeśli tylko w konsulacie to oczywiście my głosować nie będziemy bo kto taki szmat drogi będzie się ciągnął i stał w kolejkach. A wiadomo jak Polonia zwykle glosuje.
Małgorzata zabrzmiała teraz jak moja mama. Jak się z nią w czymś nie zgadzam to strzela: „to już w ogóle nic nie będę mówić, z tobą się nie da rozmawiać” Taki szach mam, albo po mojemu albo wcale.
Opierdol się od Małgorzaty. Ja tu cały czas rozmawiam .
Na forum od jakiegoś czasu ogólnie strach się odezwać.
Nie tylko ja to zauważam . Poczytaj juka.
Nie unoś się tak Małgorzato. Złość piękności.. a nie
Lubię ludzi , którzy siedzą , nic nie piszą , tylko podglądają innych z ukrycia czytając .
A potem przychodzą z mentorskim tonem savoire vivru zza kotary ekranu.
Nic nie mowilem. Watek mnie zaciekawil i wszedlem.
Zapraszam do mnie Małgorzata.. sikajace trojaczki to je ono! czemu oni nie mogą patrzeć gdzie sikaja, czemu nie mogą trzymać narządu do sikania, czemu nie mogą podnieść tej deski bez przypominania.. czemu uwielbiają robić to w trójkę naraz, czemu kałuża jest na desce.. bo to nie są kropelki, czemu jeśli obok kibla stoi miska wiadro lub inne naczynie to jest zawsze wypełnione trochę. . To są dla mnie pytania bez odlowoedzi( z wyj oststnich- tu wwpadłam sama ;-))
Komentarz
Z perspektywy jednak osób mających rodziny, często nawet duże.
Musicie być wyjątkowo elastyczne! Bywają samotnicy, bywają i tacy, którym do szczęścia potrzeba ludzi wokół. Ktoś kto dobrze się odnajduje w domu zawsze pełnym ludzi, jak to jest w rodzinie wielodzietnej, ale równie dobrze odnalazłby się jako osoba samotna, to chyba unikat.
W przypadku gdybym straciła męża, byłaby to dla mnie absolutna rozpacz. Z takiej prostej przyczyny, że go bardzo kocham, czego wyrazem jest nasza wielodzietność. Dziś dajemy sobie dużo wolnosci. Są rzeczy, które robimy razem, ale jest też cała masa rzeczy, które robimy osobno, zwłaszcza ja, ponieważ lubię angażować się w różne inicjatywy. Jednak czym innym jest pomysł na czas wolny i spędzanie go osobno a czym innym ostateczne pozegnanie.
O tyle o ile można teoretycznie dyskutować o tym jak należy postępować z dziećmi nie mając ich , bo jednak każdy z nas ma doświadczenie bycia dzieckiem i swoje przemyślenia a i tak jest to denerwujące , tak teoretyzowanie co bym zrobiła gdyby mąż umarł jest dla mnie bez sensu.
Może bym zapadła w czarna rozpacz i nigdy z niej nie wyszła, może bym uznała że taka wola Boża i żyła dalej spokojnie i potrafiła być szczęśliwa , może obrzdzałaby mnie myśl o jakimkolwiek innym facecie , a może chciałabym się z kimś związać.
Wiem jedno że jak dostaje porady od rodziców dzieci zdrowych co oni by robili na moim miejscu , albo co gorsza, jak powinnam postępować , widzę jak teoria do codziennego życia ma się nijak.
Każdy przedstawia swój punkt widzenia po prostu.
Nie rozumiem o co ci chodzi.
Skoro to forum to mogę pisać moje zdanie.
A wiadomo jak Polonia zwykle glosuje.
Watek mnie zaciekawil i wszedlem.