Szukałam takiego wątku, ale chyba nieudolnie trochę...
Mój problem polega na tym, że mam w lodówce ok 30 jajek (I moja, i Piotra Babcia bardzo się postarały). I musimy je we dwoje zjeść w ciągu najbliższych 2,5 tygodnia. Jedna 'dziesiątka' jest jeszcze z zeszłego tygodnia...
Mam już dość obiadów z jajkiem sadzonym:sad:
Znacie jakieś dobre i szybkie przepisy? Jakieś sałatki? Pomysły na omlety?
[Warunki kuchenne mam takie, że jajko mogę usmażyć, ugotować, ewentualnie ubić mikserem, który w każdej chwili może się rozlecieć, ale działa:bigsmile:]
Komentarz
Co innego "pasuje" do ugotowanego jajka poza majonezem?
[normalnie przekonuję się, że mało wiem o kuchni:/]
Zrób biszkopt na wielu jajkach ze świeżymi owocami.
Zrób tiramisu (potrzebne same żółtka) a z białek zrób bezy.
Możesz zrobić deser Pavlovej (poszukaj przepisu w necie).
Pomysły na jajecznice - klasyka, czy boczek, ale ja tez robię na pomidorach z bazylią i oregano, (podsmażasz pomidora, posypujesz ziołami i wbijasz jajka), na cebulce i czosnku,
tak w ogóle to wyczyścić lodówkę można przy tej potrawie.
Jeszcze pomyślę :P
wow!
W linku jest błąd, trzeba usunąć przecinek, żeby wchodził
jajka faszerowane-to mogę jeść na okrągło!
może i Wam zasmakują?
edit:paste robie tylko z majonezem, solą, pieprzem, szczypiorkiem/cebulką
nie mielę, tylko scieram na tarce ewentualnie siekam grubo(byle jak) i potem ugniatam widelcem z majonezem i przyprawami
kotleciki-jaja ugotowane siekam, mieszam z surowym i odrobiną bułki tartej namoczonej w wodzie/mleku(nie sucha, tylko właśnie tarta bułka ma być)
do tego duuużo cebulki uduszonej, sporo soli, pieprzu, wegety(bazylii, czosnku itp-co kto lubi)
z wymieszanej i doprawionej masy(lubi się rozpadać-trzeba ewentualnie dodać bułeczki) formować niewielkie kotleciki, obtaczć w bułce tartej i smażyc na rumiano na gorącymtłuszczu, po usmażeniu odsączyć nadmiar tłuszczu na bibułce
do tego jakaś surówka(my nabardziej lubimy pomidory z oliwą, cebulką i przyprawami)-uwielbiam
Na odrobinie oliwy smażymy pomidory pokrojone w kawałki (z wyciętym środkiem i można też obrać ze skórki) z kilkoma papryczkami chilli. Następnie jak sok trochę odparuje, to wrzucamy na to jajka i smażymy dalej jak zwykłą jajecznicę. Ewentualnie jak ktoś lubi bardziej ścięte jajka, to można osobno usmażyć a potem wymieszać.
Gotowe.
Do tego pajda chleba (jak wyjdzie 'mokre' to ja sobie ten chleb maczam)
No i można sobie natką posypać lub szczypiorkiem.
Jak zwykle na koniec powtarzam : po dotykaniu chilli trzeba dokładnie umyć ręce i nie dotykać oczu ani innych delikatnych miejsc!
ugotowane jajka trzeba przeciąc ostrym nożem, wydłubać, posiekać i wymieszać z:
cebulką uduszoną(ja barzdo lubie, więc dodają do prawie każdego farszu) i np.drobniutko posiekaną i przesmażoną wędzonką lub pieczarkami lub tym, co masz w lodówce i lubisz
masą napełnić skorupki, wierzch opanierować i smażyć na rumiano
to inna wersja kotlecików z jajek
Ciasto francuskie (ja kupuję w lidlu), 3 jajka, duży kubek śmietany, trochę sera żółtego i co w duszy zagra:
Śmietane z jajkami i odrobiną soli miksujesz na gładką masę wlewasz do formy wylepionej ciastem francuskim, do środka możesz dorzucić co chcesz, albo tylko z wierzchu potrzepać żółtym serem. Ja najbardziej lubię wersję z serem feta, oliwkami i pomidorami secci, ale może też być jakieś mięsko. Całość do nagrzanego do 180 stopni piekarnika na około 20-30 min., aż się przyrumieni.
Na pół kilo mascarpone około 5-6 jajek (w zależności od wielkości).
Jajka parzymy.
Białka ubijamy na sztywną masę ze szczyptą soli (maleńką!), dodajemy ok 100g cukru (ja zwykle daję tak 3/4 szklanki) i dalej ubijamy.
W większej misce mieszamy mikserem na niskich obrotach mascarpone z żółtkami. Następnie delikatnie przekładamy na to ubite białka i BARDZO POWOLI zanurzamy łyżkę i wykręcamy idąc w górę- czyli po prostu mieszamy. Ale trzeba to robić bardzo bardzo powoli- to jest cała strategia kremu.
Kawę trzeba przygotować wcześniej : ja robię w dużej 'moce' i potem rozcieńczam- 1 część kawy, ok 2-3- części przegotowanej chłodnej wody. Jak się robi parzoną to wystarczy od razu zrobić słabszą w większej ilości. Tak ogólnie to powinno wyjść około pół do 3/4 litra. Przed namaczaniem kawę trzeba schłodzić.
Bierzemy biszkopty (dosyć dużo jest potrzebne) lub języczki (w oryginale- sawojardy), zamaczamy dosłownie na sekundę w kawie - to musi być szybki ruch 'raz dwa', chyba, że ciastka są bardzo suche, to można o ćwierć sekundy dłużej Układamy w formie (ja używam takiej plastikowej niskiej- ok 5 cm) dosyć ciasno. Delikatnie nakładamy pierwszą warstwę kremu (ja daję tak mniej więcej 2x wysokość ciastka) posypujemy odrobiną gorzkiego kakao. Nakładamy drugą warstwę namoczonych biszkoptów i znowu krem- z tym, że już tylko na 'posmarowanie'. Na koniec posypujemy obficie gorzkim kakao.
Mnie z tych składników wychodzą mniej więcej 2 pojemniki 15x25cm.
Na koniec przed podaniem wstawiamy na kilka godzin do lodówki. Najlepsze jest na drugi dzień, jak biszkopty staną się miękkie i jakby 'nasiąkną' kremem.
U nas najwięcej jaj idzie w omlety (najlepsze ze szpinakiem) i jajecznicę.
Kopalnia wiedzy dotycząca przepisów z jaj...:shocked:
A myślałam, że wiem o jajach wszystko...lub prawie wszystko...:fm:
Jemy ją bardzo często na obiad, dzieci uwielbiają, Tylko ciężkawa trochę jest i w ciąży miałam po niej straszną zgagę...
Przepis:
6 jajek
25 dag. ziemniaków
1/2 szklanki oliwy
1 cebula
sól
Umyte i obrane ziemniaki pokrajać w cienkie plastry. Drobno posiekaną cebulę podsmażyć na oliwie w płaskim, szerokim rondlu nie dopuszczając do zarumienienia; Gdy będzie miękka wrzucić ziemniaki i ostrożnie mieszając dusić do miękkości. W osobnym naczyniu roztrzepać jajka z dodatkiem soli. Wymieszać je starannie z ziemniakami i cebulą, po czym wlać na patelnię. Smażyć na wolnym ogniu aż omlet się zarumieni.
Po podsmażeniu omletu z jednej strony można go zsunąć na talerz lub pokrywkę i nastepnie obrócić na drugą stronę co wymaga odrobiny zręcznośći ;-)
Podaję do tego sałatkę z pomidorów z oliwą z oliwek, albo sałatę .
@Madika, ej, robiłam już kiedyś takie coś, z serem na górze, i zupełnie zapomniałam o tym przepisie:bigsmile:
dziękuję!
@Milagro, wszystko wygląda tak apetycznie... ale to chyba nie na akademikowe warunki... pewnie będę w domu sprawdzać te przepisy dopiero:bigsmile:
U nas to się żółtka ucierało z cukrem, dodawało tężejącą galaretkę i na koniec delikatnie mieszało z ubitą pianą z białek. Ale to wersja dla ludzi o zdrowych żołądkach i nie na upały. Bo wiejskie jaja - jak najbardziej. Myśmy jedli całe dzieciństwo i nigdy nic nam nie było.:cool:
Z drugiej strony faktycznie, jak się ubije na parze całe jaja, to może i bezpieczniej będzie i po ochłodzeniu dodać galaretkę...?
No i jeszcze mi się przypomina najzwyklejszy kogel - mogel - taka bomba witaminowo - kaloryczna.:bigsmile:
Co prawda mam zasadę, że jak planuję coś z żółtek surowych zrobić to robię to od razu, a czym jajka starsze to używam ich. np do ciast. Mężowi raz na dwa tygodnie robię jajecznicę z 5-6 jajek (zjada to z połową bochenka chleba...na jedno śniadanie)
Zawsze w niedzielny poranek kiedy jestem w domu budzi mnie gdakanie oburzonych kur. To babcia szuka jajek żeby dać nam jak wyjeżdżamy
Ja na takiej "diecie" byłam wychowana! Wiejskie, swojskie jaja (w wielkich ilościach i na różne sposoby), mleko, tłusta śmietana, masło i smalec domowej roboty (tłuste i prawdziwe!:bigsmile:), rosoły, mięcho, co to dopiero biegało po podwórku, tudzież w chlewiku - no, same niezdrowe rzeczy generalnie! :ag:
Oczywiście, były i warzywa z własnego ogródka i pola. I chleb pieczony przez Mamę, żytnio - pszenny na zakwasie, którego jako dziecko nie znosiłam i marzyłam o bochenku kupnego...
I latem zsiadłe mleko, co to je nożem ciąć można... Do tego ziemniaczki, polane przesmażonym boczkiem ze szczypiorkiem...
Ech...
To se ne wrati... :sad:
Takie niezdrowe jadło...:sad:
:bigsmile:
Olesia, teraz to ludzie nawet nie mogą ot tak sobie wypić mleka od krowy. Bo zaraz się pochorują, za ciężkie. Jak można codziennie mieć mleko ze sklepu i od razu pochorować się od krowiego?
Smak prawdziwego masła (koleżanka nie mogła uwierzyć że tak smakuje masło bez żadnych dodatków! tak się różni od sklepowego).
Zsiadłe mleko rozgniatam zawsze z jeżynami i poziomkami. Wiesz że niektórzy nie wiedzą co to są jeżyny (albo czernina) albo nigdy nie jadły poziomek (tylko smak z jogurtów?).
Znajomych dziwi też szara szynka (zawsze jest różowa), mocny zapach kiełbasy (to w kiełbasie powinno być samo mięso? ) , to że mięso ogólnie nie jest słone z natury i trzeba mocno doprawiać.
I wiele wiele innych.
Aha, co do diety. U nas ostatnio wyszła ciekawa akcja z cholesterolem. Babcia i dziadek, oboje na badaniach. Dziadek jedzący tłusto (ulubiona wędlinka - salceson, ulubione śniadanie - boczek na chlebie, obiad bez kotleta się nie liczy) ma cholesterol w normie. Chuda babcia zajadająca wiecznie owoce, warzywka a jedynym jej grzeszkiem jest kilka skwarków w zupie miała cholesterol grożący zatorami.
Lekarz kazał jej ograniczyć tłuszcze i mięso, a babcia tak :shocked: , że nie ma z czego.
Zbili dopiero (chyba) jakimiś lekami.
Powinno się też dietę dopasować do stylu życia. Tata pracujący fizycznie w kopalni może jeść kotletów ile mu się zachce, tak samo wujek pracujący w polu. Myślę że dla mojego męża pracującego umysłowo taka dieta byłaby niebezpieczna czy dla mnie studentki.
Podoba mi się też dopasowanie diety do pory roku i klimatu. Jak się na wsi mieszkało to jakoś tak naturalnie wychodziło. A w mieście jest teoretyczna dostępność wszystkiego (jaką wartość odżywczą ma pomidor w środku stycznia?).
Fakt, dostępne cały rok... ale....
A z drugiej strony, co mają zrobić "miastowi"? nie jeść wcale?
Co do jajek, kiedyś kupiłam takie "ekologiczne". Strata pieniędzy.
Smak tych od babci, ze wsi jest tylko jeden...
Po prostu jak kupujesz to zastanów się, czy naturalnie też byś do nich miała dostęp. Zima to czas warzyw okopowych, o długiej trwałości - ziemniaki, cebula, marchew, buraki, itp. Jabłka, orzechy.
Co do pomidorów bez których nie mogę się obyć cały rok - poza sezonem kupuję krojone pomidory w kartonikach (sosy, zupy itp.) naprawdę mają lepszy smak.
Ja mam teraz małą kawalerkę, ale we własnym domu planuję zrobić wielką spiżarkę z mnóstwem przetworów. I mieć wielką zamrażarkę - moja mama mrozi przeróżne rzeczy z lata. Owoce, grzyby, różną zieleninę (natkę najczęściej) oraz mięso z uboju.
Aha, i kiszonki - słoiki kiszony ogórków i beczka kiszonej kapusty. Kwas z kapusty mniam!
Najlepszy na robale.
O jajkach ostatnio była mowa w jakimś artykule. Oszukują i tyle. Nie opłaca się w ogóle takich kupować. Jak musisz kup najzwyklejsze i zużyj do ciasta. Chyba że masz zaufany dostęp.
Ze starszymi jeździłam jeszcze do Mamy i chodziłam do lasu, tak, że jakieś pojęcie mają, ale maluchy...? Niestety...:sad: